Kumiko
Tak w zasadzie to gdybi nie wygolony boczek i dwa szwy oraz gustowny czerwony kubraczek, to by można było pomyśleć, że żadnej sterylki nie było.
Kumisia zniosła ją świetnie! No. Pierwsza doba była dość ciężka, bo nóżki jakby nie chciały za rączkami jeszcze nadążyć, ale już w sobotę wieczorem - spoko. Żadnej depresji kubraczkowej. A dziś już zupełnie normalnie łazi i wskakuje na swoje wysokości.
Jak ją w piątek zawiozłam, to na kartce było siedem (!) pozycji do zrobienia/sprawdzenia/obejrzenia.
Siedem!
1. Sterylka
2. Sprawdzić/poszukać guziołek, jak jest to na histo-pat.
3. Zęby - wyczyścić i jakby trzeba, to pousuwać.
4. Oczka - kanaliki łzowe przepłukać.
5. Uszy - się brudzą, sprawdzić, wyczyścić.
6. Bródka - albo brudna (co mało mało możliwe, bo Kumisia to czyścioszek), albo koci trądzik.
7. Pazurki - przy okazji narkozy, bo bardzo tego dziewczynka nie lubi.
No. Więc po kolei. Najpierw Kumiczek została zważona - 3 kilogramy równe waży.
Dziewczynka zasnęła mi w rękach, więc część wet zrobił jeszcze przy mnie. Na brodzie faktycznie okazał się koci trądzik (smarujemy maścią 3 razy dziennie i już widzę poprawę), pazurki obcięte, wymaz z uszu obejrzany pod mikroskopem - po prostu się budzą, woskowiną zabarwioną tak jak łzy - na brązowo (mamy płyn do uszek

), ząbki przy mnie obejrzane dokładnie i wstępnie - nic do rwania, chyba, że coś wyjdzie podczas ściągania kamienia (nie wyszło - tylko lekki stan zapalny dziąseł przy trzonowych z jednej strony - wg mnie już się wyleczył po ściągnięciu syfu, bo jak w paszczę dzisiaj zaglądałam to zaczerwienienia nie widziałam). No i najważniejsze - guziołka nie ma! Zniknął/wchłonął się! Wet uczciwie przyznał, że nie wie, co to było (no wiadomo, bez badań to mógłby z fusów wróżyć), ale faktem jest, że na pewno nie ma. Ufff! Ulga wielka. Zostawiłam śpiącą szmatkę, umówiona na telefon. Kiedy wychodziłam od rodziców po ogarnięciu z mamą taty, wet zadzwonił, że się wybudzać powoli zaczyna.
Sterylka przeszła bezproblemowo i szybciutko, a później ząbki zostały oczyszczone i przepłukane w prawym oczku kanaliki łzowe. W lewym są zarośnięte (?

) i się nie dało. Wg weta "macica co najmniej kilka miotów z siebie wypuściła". Biedny Kumiczek - pewnie z jakiejś pseudo został wywalony po zużyciu.
Odebrałam, podkład zasiusiała zanim do domu dotarłyśmy. W domu sobie szmatka leżała i dochodziła do siebie, przy czym też dwa razy nasiusiała na podkład, bo jeszcze nóżki pijane były. Mnie wieczorem trzasnęły zatoki i oskrzela, więc sobie we dwie leżakowałyśmy. Kumik zdecydowanie szybciej doszła do siebie. W sobotę rano ciut mięska pojadła, ale jeszcze mdłości miała, bo normalnie jeść zaczęła wieczorem. Siusiu w kuwecie nas uszczęśliwiło, a kupka jeszcze bardziej. W niedzielę kontrola - bardzo ładnie się goi. Dostała antybiotyk w kłuju i dwa na wynos (w poniedziałek i wtorek kłuje ja robiłam). Je normalnie, pije normalnie, kupki wzorcowe. Troszkę przy siusianiu kubraczek przeszkadza, bo pół siuśków za kuwetą ląduje na podkładzie

, ale jest ok. W niedzielę za to po południu incydent sikawkowy się zdarzył - tzn. kołdra, prześcieradło i dwie podusie zalała. Chyba mocno po wizycie u weta zasnęła i nie obudziła się na czas do kuwety. Ale to incydent był i się nie powtórzył.
Jest dobrze!