Lodówka...
Początki Fiodora u nas były straszne.
Biedak całymi nocami wył, biegał po ścianach, drapał szyby. Po prostu tęsknił za swoim poprzednim domem

. Uspokajało go głaskanie i mówienie do niego.
Po kilku dniach poczuł się pewniej i zaczął maszerować po całym domu.
Nie wiem jak to się stało. Któregoś dnia spokojnie sobie szedł i nagle skoczył i w ułamku sekundy znalazł się za lodówką.
I się zaklinował. Utknął między ścianą a lodówką na wysokości około metra. Pleckami opierał się o ścianę, łapkami o lodówkę.
Szybko odsunęliśmy lodówkę i Fiod zsunął się na podłogę. A że był przestraszony to wlazł pod szafkę zlewozmywakową

.
Było tam bardzo mało miejsca, dosłownie kilka centymetrów. Nie wiem jak on się tam zmieścił. Spłaszczył się strasznie.
Oczywiście od razu pojawiła się panika. Unieśliśmy szafkę, a mój tata zaczął rozkręcać butlę gazową (bez tego nie dało się szafki odsunąć, żeby uwolnić Fioda).
Po odsunięciu szafki Fiodor wyleciał jak z procy do mojego pokoju i tam roztrzęsiony ukrył się na drapaku.
Maurycy wszystko obserwował i nawet próbował nam pomagać tzn. plątał się pod nogami i wszędzie wciskał swój nos. A potem pobiegł za Fiodorem, wskoczył do budki i po raz pierwszy go wylizał.

Zresztą Maurycy do dzisiaj próbuje ratować Fiodora

Gdy ten czegoś się przestraszy, Maurycy od razu do niego leci
