dzisiaj u mojej 9-letniej persicy stwierdzono nowotwór - wielki guz pod językiem. Odkryłam go wczoraj, wstrząsnęło mną to, bo nie było żadnych objawów i tylko fakt, że zaczęła się nadmiernie slinić spowodował, że zajrzałam jej w pysk... Guz nie jest operowalny, ze względu na jego lokalizację (język). Chemia bez wycięcia nie wchodzi w grę. Dobra wiadomość - wyniki krwi kota są dobre i póki je, pije i się załatwia możemy poczekać z ostateczną decyzją... Trzeba będzie ją jednak dopajać (strzykawką?), być może dokarmiać (namoczony pokarm?), bo ten guz zaczyna przeszkadzać i jest lekko odwodniona, skóra i sierść nie są w najlepszej kondycji... Apetyt ma (je tylko suche), ale widać, że jedzenie zaczyna sprawiac jej lekką trudność - wybiera chrupki z miski i wyrzuca na podłogę, zjada je dopiero stąd...
Podejrzewam, że ciężko jej pić, stąd to odwodnienie, język jest podniesiony do góry, bo pod spodem gula i pewnie ciężko nim poruszać

Żal mi jej, bo jest pełna życia, a jednocześnie skazana na jego koniec... Jak jej pomagać na tej ostatniej prostej? Jak ulżyć? Co robić?

Podzielcie się proszę ze mną swoim doświadczeniem, wszelkie rady będą dla mnie cenne. To pierwsza taka sytuacja w moim życiu (mam 3 koty).
Może przedwcześnie - ale czy w Poznaniu jest cmentarz dla kotów? Jak przygotować się/ją na ostateczne?