Ciężkie dni za nami, ale z bardzo ostrożnym optymizmem mogę chyba napisać, że jest ciut lepiej.
Do grona chorych dołączyła wczoraj nasza Bajeczka, ale u niej kryzys trwał tylko kilka wieczornych godzin i już dzisiaj rano było lepiej.
W tej chwili kichające HKloniki są na antybiotyku dopyszcznym, ale biegają, bawią się i apetyty mają rewelacyjne.
Mobilek/Majtek i Staś też ciągle łykają swoje piguły, ale też humorki i apetyty są (nie pamiętamy już o gorączce i złym samopoczuciu).
Orange/Mandarynka jakoś nie złapała tego paskudztwa od brata i kolegi.
Tepsia trzeci dzień na zastrzykach i chyba powoli ustępuje i temperatura i ból całego ciałka.
Z jedzeniem jeszcze są kłopoty, ale tak w kratkę: raz musimy dokarmić strzykawką, a raz podjada coś sama.
Borowiczek dzisiaj piąty dzień na antybiotyku i mam wrazenie, ze wreszcie teraz wieczorem mały czuje się leciutko lepiej.
Gorączki nie ma od rana i wreszcie sam zaczyna jeść (jeszcze do południa karmiliśmy strzykawką).
Razem z nim w izolatce jest Malinka, która w tej chwili jest w najgorszym stanie.
Ciągle jeszcze ma gorączkę i dopiero jak jej ją zbiję, mała lekko się ożywia i nawet coś sama podjada.
Ją jednak musimy tak naprawdę karmić sami.
dzisiaj pierwszy dzień sprawia wrazenie jakby jej wreszcie nie bolało.
Mała Poziomka też dzisiaj bez gorączki i też wygląda jakby jej wreszcie nie bolało.
Od południa je zupełnie sama i nawet bawiła się z pozostałym rodzeństwem.
Muchomorek i Jagódka na razie bez objawów choroby, ale i tak dostają ten sam antybiotyk co reszta rodzeństwa.
Maluszki z Mamcią nareszcie jedzą same.
I to jak jedzą.
Okruszek i Bączek wsuwają wyłącznie Gerberkowe indyczki, a Pączek jest kolejnym naszym Convikożercą.
Pączek potrafi wchłonąć na jeden posiłek całą miseczkę średnio gęstego Conva
Mama pozwala i mi i Tż zajmować się dzieciakami i nawet zastrzyki robimy już u nich w pokoju (Okruszek i Bączek dostają po dwa kuje z antybiotyków ze względu na problemy jelitowe).
Qupole maluchów nie są jeszcze idealne, ale jest znaczna poprawa.
Ze względu na chorobę w domu postanowiliśmy, że mama z dziećmi wciąż będą jeszcze razem w zamkniętym pokoju, bo może w ten sposób uda się choć ich uchronić przed zachorowaniem.
Z rozdzieleniem i ciachnięciem mamy poczekamy jeszcze co najmniej tydzień (a może i dwa).
Babcia Mara jakby ciut lepiej.
Zaczęłam robić częściej kroplówki i choć Marunia nie jest szczęśliwa z tego powodu, to jednak przestała wymiotować i wygląda lepiej.
W dodatku Marcia postanowiła adoptować malego Stasia.
Regularnie jak idziemy w nocy spać, a dzisiaj nawet podobno w ciągu dnia (aż Tż zadzwonił do mnie do pracy) mały przysysa się do babci, ssie ją i ugniata a ona wylizuje mu łepetynkę.
To jest tak niesamowity widok, że aż w gardle coś nas ściska.
Felviczki i reszta dużych na razie w porządku.
Teraz po raz pierwszy od kilku dni mam chwilę wolniejszą przed ostatnim dokarmieniem tych co sami nie jedzą.
I wreszcie zrobiłam kilka zdjęć naszych maleńtasków, już teraz całkiem dużych maleńtasków:
Okruszek

Pączek convikożerca

Bączek

Mamcia schowana w najdalszym kącie pod fotelem (Czasem muszę się tam wcisnąć po dzieciaki. Na szczęście kuracja odchudzająca pt. "opiekuję się małymi koteckami" spowodowała moje schuście o całe 5 kg

)

i cała rodzinka razem

a tu zabawa na drapaczku


