Wodogłowie: zastawka czy nie?

Witajcie kochani.
Zarejestrowałam się, bo potrzebuję pomocy z moim kotem Kaszmirkiem.
Przygarnęłam go z pewnej fundacji 4 lata temu jako kota niewidomego z epilepsją i innymi zaburzeniami neurologicznymi. 6 lat temu, kiedy miał rok, jego serce stanęło podczas zabiegu kastracji i stąd te problemy. W fundacji skonsultowano się z neurologiem, który przepisał mu wysoką dawkę fenobarbitalu, na którym funkcjonuje do dziś. Nikt nie robił mu ani tomografii, ani rezonansu - diagnoza była na podstawie wywiadu.
Chociaż minęło 6 lat od tamtego urazu, jakiś czas temu uznałam, że zrobię mu rezonans magnetyczny, tak na wszelki wypadek, badanie odbyło się zupełnie niedawno. W ostatni czwartek poszłam na konsultację do neurologa już po rezonansie i okazało się, że Kaszmir ma poważne wodogłowie, najprawdopodobniej niestety już od lat...
Weterynarz zaproponowała wszczepienie zastawki komorowo-otrzewnowej, stąd moje pytanie do Was. Z tego, co wiem, jest to zabieg wysokiego ryzyka - zakażenia, zapychanie się zastawek, usterki itp. Czy ktoś z Was ma kota po wszczepieniu zastawki i mógłby podzielić się tu swoimi doświadczeniami i przemyśleniami? Kaszmir nie jest już młodym kotkiem i jego funkcjonowanie spektakularnie się nie poprawi, poza problemami neurologicznymi ogólnie jest też słabego zdrowia, dlatego zastanawiam się, czy warto? W naszym przypadku celem zastawki byłoby tylko i aż pozbycie się bólów głowy, ale podobno jednak na ból przy wodogłowiu bardzo skuteczna jest gabapentyna. Może więc lepiej darować sobie zastawkę, a tylko zabezpieczyć go na stałe przeciwbólowo gabapentyną i niech żyje jak długo da radę, chociaż wiem, że to raczej będzie krócej niż gdyby miał zastawkę i obyłoby się bez komplikacji?
Nie wiem, co robić - i naprawdę nie chodzi mi o finanse, bo je jakoś wykombinuję, ale o ryzyko, bo Kaszmir na ogół źle znosi narkozy i zabiegi...
Czy ktoś z Was mógłby mi coś doradzić? Byłabym bardzo wdzięczna.
Zarejestrowałam się, bo potrzebuję pomocy z moim kotem Kaszmirkiem.
Przygarnęłam go z pewnej fundacji 4 lata temu jako kota niewidomego z epilepsją i innymi zaburzeniami neurologicznymi. 6 lat temu, kiedy miał rok, jego serce stanęło podczas zabiegu kastracji i stąd te problemy. W fundacji skonsultowano się z neurologiem, który przepisał mu wysoką dawkę fenobarbitalu, na którym funkcjonuje do dziś. Nikt nie robił mu ani tomografii, ani rezonansu - diagnoza była na podstawie wywiadu.
Chociaż minęło 6 lat od tamtego urazu, jakiś czas temu uznałam, że zrobię mu rezonans magnetyczny, tak na wszelki wypadek, badanie odbyło się zupełnie niedawno. W ostatni czwartek poszłam na konsultację do neurologa już po rezonansie i okazało się, że Kaszmir ma poważne wodogłowie, najprawdopodobniej niestety już od lat...
Weterynarz zaproponowała wszczepienie zastawki komorowo-otrzewnowej, stąd moje pytanie do Was. Z tego, co wiem, jest to zabieg wysokiego ryzyka - zakażenia, zapychanie się zastawek, usterki itp. Czy ktoś z Was ma kota po wszczepieniu zastawki i mógłby podzielić się tu swoimi doświadczeniami i przemyśleniami? Kaszmir nie jest już młodym kotkiem i jego funkcjonowanie spektakularnie się nie poprawi, poza problemami neurologicznymi ogólnie jest też słabego zdrowia, dlatego zastanawiam się, czy warto? W naszym przypadku celem zastawki byłoby tylko i aż pozbycie się bólów głowy, ale podobno jednak na ból przy wodogłowiu bardzo skuteczna jest gabapentyna. Może więc lepiej darować sobie zastawkę, a tylko zabezpieczyć go na stałe przeciwbólowo gabapentyną i niech żyje jak długo da radę, chociaż wiem, że to raczej będzie krócej niż gdyby miał zastawkę i obyłoby się bez komplikacji?
Nie wiem, co robić - i naprawdę nie chodzi mi o finanse, bo je jakoś wykombinuję, ale o ryzyko, bo Kaszmir na ogół źle znosi narkozy i zabiegi...
Czy ktoś z Was mógłby mi coś doradzić? Byłabym bardzo wdzięczna.