Strona 1 z 2

Nowotwór język i okolice śledziony.

PostNapisane: Śro mar 27, 2019 22:09
przez PupiA
Dobry wieczór,
Weszłam na wątek onkologiczny, gdyż wczoraj weterynarz zdiagnozowala u mojego kota nowotwór na języku i w okolicach śledziony. Diagnozę oparła na badaniu usg i wzrokowej ocenie narosli na języku. Czy to wystarczy by postawić diagnozę? Lekarka zasugerowala jak najszybsze uśpienie kota. Kot ma również niewydolność nerek.

Re: Nowotwór język i okolice śledziony.

PostNapisane: Czw mar 28, 2019 2:29
przez ankacom
Napisz coś więcej o kocie. Jakie ma wyniki krwi, jak się zachowuje, w jakim jest wieku.
Moja kotka miała nowotwór w pyszczku. Po usunięciu bardzo szybko odrastał. Podawałam jej jad z tarantuli ale nie było żadnych efektów.

Re: Nowotwór język i okolice śledziony.

PostNapisane: Czw mar 28, 2019 8:31
przez ASK@
Napisz coś więcej.
Mój kot z rakiem płaskonabłonkowym żył jeszzce kilka miesięcy. Rozlał się mu an podniebieniu. Przeżarł kości. Ale dpóki jadł, pił, kuwetkował i nie sprawiał wrażenia cierpiącego był z nami. Potem pozwoliłam mu odejść.
Obecny ma raka watroby. Jest to samo. Nie zdecydowaliśmy się na operację ze względu na małą skutecznosć.
Oba koty były a sterydach, potem p.bólowych i opiatach. Czyli opieka paliatywna.

Re: Nowotwór język i okolice śledziony.

PostNapisane: Czw mar 28, 2019 8:35
przez PupiA
Dziękuję za odpowiedź. Kot ma 13 lat. Wyniki krwi są w normie poza kreatyniną 31,0 mg/L (8,0-24).Ma też nadczynność tarczycy.
Kot nie używa języka. Gdy je pobiera pokarm tylko pyszczkiem. Podobnie jest z piciem, jednakże tym sposobem nie pobiera wody. Od momentu postawienia diagnozy dostaje lek przeciwbólowy raz dziennie onsior 6mg.
Wtedy je lepiej i może też sam pić wodę. Poza tym śpi, wychodzi na balkon i wygrzewa się w słońcu. Generalnie mnie unika bojąc się,że wsadzę mu coś do pyszczka. Wczoraj wieczorem mieliśmy chwilę na pieszczoty jak wcześniej przed chorobą.
Poza tym we wtorek w nocy miał krwotok z pyszczka. Wtedy to weterynarz przyjżała się dokładniej nadżerce, która miał na języku. Okazało się, że od spodu ma narośl i to ona utrudnienia mu jedzenie i picie. Narośl jest miękka co oznacza według wetki, że jest to nowotwór a nie nadżerka. Krwawienie było właśnie z tego miejsca.
Po usg jamy brzusznej zauważyła zmiany koło śledziony, które wg niej są również nowotworowe.
Weterynarz sugeruje eutanazje. Mówi by nie czekać.

Re: Nowotwór język i okolice śledziony.

PostNapisane: Czw mar 28, 2019 8:43
przez ASK@
Trudno coś poradzić. My dawaliśmy opiatowe leki. Wojtkowi co miał z pyszzckiem kłopot bezpośrednio do pysia wlewałam. Doskonale mu pomagało. Bo można i kuć. Wczesniej raz w tygodniu zastrzyk ze sterydu był. Bardzo pomagały. Szykowalam karmę mokrą, przetartą przez sitko, z dodatkiem proszku mlecznego Convalescence . Lub sam proszek rozrobiony dawałam. Medicare, intenstinal, saszetki czy musy....Wszystko przecieralam. Jadł co chciał.
https://animalia.pl/royal-canin-vd-conv ... goly/4221/
Kciuki

Re: Nowotwór język i okolice śledziony.

PostNapisane: Czw mar 28, 2019 9:05
przez PupiA
Wiem, że ciężko coś doradzić. Dziękuję jednak za opis Twojego leczenia. Jak długo jeszcze żył Twój kot dzięki lekom?
Lekarka mi powiedziała by nie czekać z uśpieniem. :( Decyzja jest jednak trudna i nieodwracalna. Nie widział go onkolog, tylko zwykły weterynarz. narkoza jednak nie jest wskazana przy jego problemie z nerkami. Nie chcę też by cierpiał. Z drugiej strony widzę go jak korzysta jeszcze z życia obserwując ptaki, polując na wodę ściskającą z doniczek, przychodząc na pieszczoty. ..

Re: Nowotwór język i okolice śledziony.

PostNapisane: Czw mar 28, 2019 9:55
przez ASK@
PupiA pisze:Wiem, że ciężko coś doradzić. Dziękuję jednak za opis Twojego leczenia. Jak długo jeszcze żył Twój kot dzięki lekom?
Lekarka mi powiedziała by nie czekać z uśpieniem. :( Decyzja jest jednak trudna i nieodwracalna. Nie widział go onkolog, tylko zwykły weterynarz. narkoza jednak nie jest wskazana przy jego problemie z nerkami. Nie chcę też by cierpiał. Z drugiej strony widzę go jak korzysta jeszcze z życia obserwując ptaki, polują na wodę ściskając z doniczek, przychodząc na pieszczoty. ..

Wojtek prawie rok roku. Ten od pysia.
Angel z watrobowym guzem żyje nadal. Minąły dwa lata. Teraz nawet nie podaję mu opiatów choć mam. Jedziemy na tolfinie gdy jest taka potrzeba. To kot słabo obsługiwalny więc ograniczamy mu wszelkie zabiegi. Co dzień dostaje swoją Convę, lub Convę z Intenstinalem. Je mało ale skubie za to często. Nie trzymamy diety. Widzę,że zaczyna być słabszy. On ma 14 lat jeśli nie więcej. Był znaleziony. Nie byliśmy z nim u onkloga. Wyniki są jednoznaczne. Trzech wetów odradzało operację więc oszczędziłam mu jazdy. Podjęliśmy decyzję by jej nie robić. Nie ryzykować skoro jest mały procent skuteczności. Może przy innym, młodszym i zdrowszym kocie, obsługiwalnym i mniej stresowym poszlibyśmy na to. Ale nie przy Angelku.
W obu przypadkach miałam umówionych wetów by w każdej chwili podjechać i zakończyć życie. To nie są łatwe decyzje. Nasza wetka zawsze jest bezposrednia. Mówi co i jak. Uważa, że dopóki kot żyje we wzglednym komforcie, kiedy oszczędza mu się bólu dzięki lekom (tutaj nie ma co patrzeć czy szkodzą-muszą pomagać) je, pije, kuwetkuje... trzeba dać mu żyć. Jak tylko coś szwankuje a leki p.bólowe nie dzialają trzeba odpuścić. Twoja kotka winna dostawać leki dzięki którym nie będzie odczuwac bólu. Może zalecona dawka jest za mała. Za słaba. Trzeba zwiększyć.

Re: Nowotwór język i okolice śledziony.

PostNapisane: Czw mar 28, 2019 10:26
przez PupiA
W ulotce leku jest napisane :

"Do leczenia ostrego bólu i stanów zapalnych związanych z zaburzeń mięśniowo-szkieletowych u kotów. Dla zmniejszenia umiarkowany ból i zapalenie związane z zabiegami chirurgicznymi ortopedycznym u kotów."

Mówiła mi o leku z morfina ale zmieniła.
Ten lek podawany powinien być do 6 dni.

No właśnie, jak ja mam odebrać życie zwierzakowi, który jeszcze korzysta z życia. No chyba, że to tylko mnie się tak wydaje. Może on już nie jest szczęśliwy... :(

Re: Nowotwór język i okolice śledziony.

PostNapisane: Czw mar 28, 2019 10:47
przez ASK@
To twój kot. Ty go znasz. Widzisz. Będziesz wiedzieć kiedy.

Napisze, może nie popularnie, ale w przypadkach takich jak twój kot (moje) nie patrzę na to co i ile ma być podawane. Bo tutaj już nie ma sensu opcja "zaszkodzi na ...przy długim podawaniu". Ma zwierzak mieć ulgę. Godnie przeżyć w ostatnie dni. Bez cierpienia. Widać to po nich. Chętniej jedzą, przemieszczają się, inaczej siedzą, inaczej leżą... Jeśli leki już nie spełniają swej roli, widać że coś się dzieje... to jest znak.
Kciuki

Re: Nowotwór język i okolice śledziony.

PostNapisane: Czw mar 28, 2019 11:08
przez PupiA
Masz rację. Szkoda,że nasze zwierzaki nie potrafią mówić... Gdy tak klapie mordką mówię sobie, czas mu ulżyć... Ale są też inne chwile jak te wczorajsze.
Może faktycznie , potrzebowałby jakiś silniejszy lek.
Mój poprzedni kot odszedł śmiercią naturalną. Byłam przy nim do końca. Weterynarz nie sugerował eutanazji.
W tym przypadku jest inaczej.

Re: Nowotwór język i okolice śledziony.

PostNapisane: Czw mar 28, 2019 11:35
przez ASK@
PupiA pisze:Masz rację. Szkoda,że nasze zwierzaki nie potrafią mówić... Gdy tak klapie mordką mówię sobie, czas mu ulżyć... Ale są też inne chwile jak te wczorajsze.
Może faktycznie , potrzebowałby jakiś silniejszy lek.
Mój poprzedni kot odszedł śmiercią naturalną. Byłam przy nim do końca. Weterynarz nie sugerował eutanazji.
W tym przypadku jest inaczej.

Ma racje. Musisz mu pomóc odejść gdy będzie cierpiał. Przykre ale prawdziwe. Zawsze wtedy jestem ze swoimi do końca. Gadam do nich o miłości i tęsknocie, o tym by były spokojne, że jestem ,że nie są same, dziękuję za miłość ...trzymam za łapkę. Wedle mnie są spokojniejsze.

Re: Nowotwór język i okolice śledziony.

PostNapisane: Czw mar 28, 2019 11:50
przez PupiA
Podziwiam Cie. Jesteś silna psychicznie. Ja nie mogę sobie wyobrazić tego momentu. Wiem, że w momencie eutanazji powinnam być przy nim, by nie był sam. Zawsze był z nami. Nawet na wakacje jeździł z mami. Nie sądzę, żebym jednak dała radę widzieć, jak zasypia na zawsze na stole u weterynarza.
Ja już od wtorku, czyli od diagnozy rozmawiam z nim o miłości i tesknocie i tych wspaniałych latach spędzonych razem. Tłumaczę też,żeby się nie gniewał,bo te leki co mu daje to dla jego dobra. Właśnie wyczytałam na forum, że nie powinno się przy nich płakać. Trudno jednak powstrzymać emocje...

Re: Nowotwór język i okolice śledziony.

PostNapisane: Czw mar 28, 2019 12:29
przez ASK@
PupiA pisze:Podziwiam Cie. Jesteś silna psychicznie. Ja nie mogę sobie wyobrazić tego momentu. Wiem, że w momencie eutanazji powinnam być przy nim, by nie był sam. Zawsze był z nami. Nawet na wakacje jeździł z mami. Nie sądzę, żebym jednak dała radę widzieć, jak zasypia na zawsze na stole u weterynarza.
Ja już od wtorku, czyli od diagnozy rozmawiam z nim o miłości i tesknocie i tych wspaniałych latach spędzonych razem. Tłumaczę też,żeby się nie gniewał,bo te leki co mu daje to dla jego dobra. Właśnie wyczytałam na forum, że nie powinno się przy nich płakać. Trudno jednak powstrzymać emocje...

nie nie jestem silna. Strasznie to przeżywam i mam straszne dni. Psychicznie siadam. Długo nie mogę się uspokoić. Ale uważam ,że kotu/psu/... się ode mnie to należy. To nie ja jestem ważna w tej chwili. Nie moje cierpienie. Bo niby czemu? Co to za usprawiedliwienie dla zwierzaka, że będzie sam? Bo co? Bo dbam o swój komfort psychiczny? Nie wyobrażam sobie, że patrząc na swą wygodę, zostawiam przyjaciela samego. Na niewyobrażalny strach i samotność. Od lat walczyłam o to, by być z nimi, z wetami. Bo nie zawsze chcieli wyrazić na to zgodę. Mogę uspokoić gdy trzask przygotowań powoduje drżenie. Mogę utulić gdy jest już czas. Dały mi tyle radości i mają być same na zimnym stole? Często są w moich ramionach do ostatniej chwili. Bo są tego warte i zasługują na to.
Tak sobie wszystko wytłumaczyłam i tak to widzę! Tak siebie przekonałam. Uważam, że muszę tak postępować. Bo to jet uczciwe wobec członka rodziny. Każdy kot. który trafia do nas jest rodziną. Nalezy mu się mój szacunek na ostatnią drogę.

Kiedyś czytałam wpis weterynarza o ostatnich chwilach zwierząt poddanych eutanazji. Jak znoszą sytuację zwierzaki zostawione samotnie, na pastwę ostatniego strachu, przez właścicieli. A jak odchodzą te, które nie są same. Wstrząsneło mną to bardzo. Bardzo! Nawet trudno sobie wyobrazić to co opisał. One wiedzą, czują i bardzo się boję. Szukają ich wzrokiem. Szukają ukojenia. Bliskości. To mnie tylko utwierdziło w postanowieniach.

Sorki za ot.
Pogadaj z wetem o mocniejszych p.bólowych. na spokojnie. Możesz to zrobić bez kota. Będziesz wiedzieć kiedy jest czas.

Re: Nowotwór język i okolice śledziony.

PostNapisane: Czw mar 28, 2019 13:20
przez PupiA
Dziękuję Ci za te dyskusję. Piękne wszystko ujęłaś. Mądre słowa. Wiem,że powinnam to zrobić dla niego i być przy nim w momencie odejścia.... Najlepiej, gdyby mógł być nami w domu bez kolejnego stresu, że jedzie do weterynarza.

Re: Nowotwór język i okolice śledziony.

PostNapisane: Czw mar 28, 2019 13:38
przez OKI
Można wezwać weta do domu.

Ale ja bym jeszcze skonsultowała przypadek z innym wetem, najlepiej onkologiem, albo po prostu dobrym diagnostą.
U mojego 17-letniego staruszka (też z pnn) guz zdiagnozowany na "pierwsze oko" na na nasadzie języka jako nieoperacyjny nowotwór okazał się być wynicowanym migdałkiem. (I tu się obeszło bez onkologa - wystarczyła konsultacja z innym wetem).
Kot miał już poważne problemy nie tylko z jedzeniem, ale też z oddychaniem.
Leki przeciwzapalne i obkurczające pomogły na tyle, że migdałek się zmniejszył i kocio spokojnie funkcjonował jeszcze przez kilka miesięcy, ostatecznie odszedł z powodu nerek. I po prostu starości. Ale do końca mógł jeść i oddychał bez wysiłku.
Gdyby leki nie pomogły, próbowalibyśmy jednak leczenia operacyjnego - nerkowce też się operuje.
Moja kicia z nieoperacyjnym guzem mózgu też na lekach ładnie zyskała na czasie. Dawali jej max 2-3 miesiące, a kita pożyła jeszcze 7 prawie do końca przyzwoicie funkcjonując. Początkowe ciężkie już objawy neurologiczne na lekach bardzo ładnie się cofnęły.
Dopiero jak zwiększanie dawek leków przestało przynosić efekt, to się pożegnałyśmy.

U Was sytuację komplikuje ten guz na śledzionie, ale mimo wszystko ja bym konsultowała przed podjęciem ostatecznej decyzji.
Czasem nawet w przypadkach nieoperacyjnych lekami można znacznie zmniejszyć dolegliwości i uzyskać jeszcze trochę czasu w przyzwoitym komforcie.