Na razie wolę nie zapeszać, trzymam rękę na pulsie, ale jak sobie wyobrażę, że Kitusia mogłaby mieć operacje - usunęli by jej łapkę z łopatką i mięsem na klatce piersiowej, to połowę Kitusi by wycieli, a komórki rakowe przedostałby się w ilości wielkiej do organizmu (a one też już mogły być głębiej) i nawet tego samego dnia mogłby spowodować wznów, a Kitusia potwornie okaleczona cierpiała by niesamowicie, byłaby ciągle na narkotykach na bazie morfiny i rana by jej się mogła też gorzej leczyć w tym wieku (prawie 16 lat) oczywiście zakładając, że przeżyłaby operacje to mam zimne ciarki na plecach. Na tyle na ile czytam teraz o nowotworach to operacja jedynie przyspiesza chorobę, przerzuty, wznowy itd (no chyba, że zmiana jest łagodna, lub miesak jest np w kostce, to niema takiego ryzyka). i potworny ból. A łapka, której nie ma też boli - to są bóle fantomowe, czytałam nawet o kocie, który na to cierpiał. I nie dawali nam szans po operacji. Ale okazało się, że Kitusia ma niskie płytki więc się nie kwalifikuje, nie miała już robionego prześwietlenia płuc w celu wykrycia przerzutów, bo skoro rezygnujemy z operacji to nie ma sensu kota męczyć i naświetlać.
Co do chemii - onkolog powiedziała jakie są skutki uboczne i że w calej jej karierze nie zauważyła, żeby chemia pomogła na mięsaka. Kazała kontynuwać steryd, dała do domu zastrzyki i powiedziała, że jak będzie źle to możemy włączyć lekką chemię po której Kitusia dostanie anoreksji, więc jak teraz ma apetyt to nie warto chemii włączać. To też by jedynie życie skróciło. W tym samym czasie czytałam o letrilu i zdecydowałam się na taką terapię.
Nie wiem co spowodowało poprawę, ale każdego dnia jestem przeszczęśliwa, bo moja Kitusia co dzień wygląda lepiej, oczywiście kiedy chodzi to kuleje, ale mam nadzieję, że to też będzie się poprawiać.
Przepraszam za prywatę. Pisałaś, że również nie zaoferowano Wam nic. A jednak jest coś co jeszcze można zrobić, a to jest bardzo tanie - 1,5 zł za tabletkę, my mamy dwie na dzień.
Boje się zbyt optymistycznie patrzeć w przyszłość po tym jakie perspektywy lekarze nam dawali, bardzo nie chcę zapeszać, ale po płaczu, depresji i wyrywania włosów z głowy sytuacja się calkiem odwróciła. I niesamowicie się z tego cieszymy. Mamy nadal siebie, ja mam Kitusię, a mogło być zupełnie inaczej.
Pomyśl też o tym. Trzymam za Was kciuki
