na forum jestem zarejestrowana od 9 lat. Szczęśliwie do tej pory nie miałam powodów zaglądać do wątków onkologicznych. Niestety, od 2 tygodni już mam.
Ale od początku. (Uwaga - terminologia może być mało fachowa ze względu na zerowe doświadczenia w kwestiach onkologicznych).
Pacjentka - warszawianka, 9,5 letnia kotka MCO (w październiku skończy 10 lat), domowa, niewychodząca, do tej pory zupełnie zdrowa, po jednej narkozie związanej ze sterylizacją.
Rzadko szczepiona i jeśli już to w kark, nie w łapę. Niedotykalska, reagująca bardzo gwałtownie na każda próbę "macania" w okolicy portek. Marne szanse na wykrycie tego czegoś przez laików, jakimi jesteśmy ja i mąż.
2 tygodnie temu zaczęła krwawić. Natychmiast zabraliśmy ją do naszej sprawdzonej i dobrej weterynarz (której diagnozy zawsze się potwierdzały, nawet te stawiane na oko, jako pierwsze rozpoznanie). Na tylnej prawej łapie, nad stawem kolanowym, wykryła "gulę" wielkości mandarynki. Podała leki przeciwzapalne, przeciwkrwtoczne, antybiotyk, witaminy C i K. Zrobiła biopsję.
Już wtedy podejrzewała albo krwiaka albo guz. W ciągu kolejnych kilku dni powtarzała kurację, ponieważ krew z osoczem nadal się lekko sączyła. W podbrzuszu znalazła krew, która prawdopodobnie sączyła się tam z powodów grawitacji. Piątego dnia skierowała nas do onkologa. Szczęśliwie wizytę udało się umówić już kolejnego (czyli szóstego dnia od początku krwawienia).
Zdecydowaliśmy się na lecznicę polecanego przez branżę, dr Tomasza Dominiaka. Dom-Vet w Wesołej pod Warszawą.
29.07 Dr Tomasz pobrał kilka wycinków do biopsji. Po godzinnej obserwacji wycinków, w ostatnim z 5 znalazł coś, co z dużym prawdopodobieństwem jest mięsakiem. W poniedziałek 4 lipca kotka została zoperowana (w USG i RTG płuc nie wykryto żadnych zmian makroskopowych, kotka w stanie ogólnym b. dobrym). Guz był duży, został dokładnie "wypreparowany". Niestety ze względu na lokalizację (guz obok nerwu kulszowego), margines cięcia był 2 cm. W okolicach nerwu kulszowego został prawdopodobnie brudny margines. Nie było nacieków. Guz był dobrze "odgraniczony". Udało się go wyjąc w całości.
Pojechał już do Niemiec na badanie histopatologiczne.
Kotka czuje się dobrze, rana goi się dobrze. Ponarkozowy stan przeszedł bardzo szybko (to podobno najłatwiej wybudzająca się z narkozy pacjentka). Początkowo zdecydowani byliśmy na wsparcie terapii chirurgicznej elektrochemioterapią. Niestety, rana jest tak rozległa, że jej zastosowanie mogłoby opóźnić proces gojenia się. Dlatego odłożyliśmy wszelkie działania wspomagające na czas, kiedy będziemy już wiedzieli, co to ostatecznie jest. Przyciśnięty przeze mnie do muru doktor przyznał, ze może to być naczyniakomięsak. Jak długo to coś się rozwijało? 2-3 miesiące, możliwe, ze krócej.
Byliśmy zdecydowani na radykalną operację (odjęcie łapki). Chirurg onkolog uznał jednak, ze na to będziemy mieli jeszcze czas. Jeśli okaże się, ze jest to naczyniakomięsak - amputacja nie miałaby już żadnego sensu, bo komórki nowotworowe są już "poroznoszone" przez układ krwionośny. Jeśli natomiast okaże się, że jest to guz "miejscowy", można przeleczyć go miejscowo elektrochemią.
Wiem, że jedyny rozwiązaniem aktualnie, jest uzbrojenie się w cierpliwość i oczekiwanie na wyniki badania histopatologicznego.
Niemniej jednak chciałabym prosić o Wasze uwagi. Przewertowałam już cały internet. Na forum miau znam wszystkie wątki dotyczące kocich nowotworów. Sęk w tym, że część postów jest dość stara, i przez to mniej aktualna. Postępy w dziedzinie zwierzęcej onkologii są jednak spore. Na szczęście.
Podpowiecie mi coś?
Z góry dziękuje za wszystkie odpowiedzi.
Przy tej okazji serdecznie pozdrawiam Blue, dzięki której przez wiele lat nasza kotka miała okazję oglądać świat zza krat
Marita

