Wróciłam właśnie i mogę w końcu
zamiast zjeść wczorajszy obiad poświęcić chwilę, żeby napisać coś więcej (sorry, nie wszyscy w weekendy kwitną w domu przed kompem żeby odpowiadać na absurdalne zarzuty osób, którym widać za bardzo w wolny dzień się nudzi i szukają zaczepki

).
Po pierwsze: kto i kiedy pisał żeby wstawiać jakiekolwiek wyniki badań? Ja ich przecież nawet nie miałam w rękach, w lecznicy tłumaczono mi wszystko na miejscu. To czego się dowiedziałam przekazałam od razu tutaj, nic nie było do ukrycia przecież. Podobnie z resztą dokumentacji - nie trzymam jej w domu, nie wożę ze sobą w samochodzie, wszystko cały czas jest przy kocie, czyli w lecznicy gdzie Mazurka przebywa. Kiedyś poprosiłam tylko o zdjęcie rentgenowskie główki żeby zrobić skan dla profesorów z Wrocławia i przy okazji, wykorzystując że go mam, od razu wstawiłam tutaj.
Jeśli słyszę, że wyniki morfologii czy biochemii są ok, to piszę że tak jest, nikt dotąd nie żądał konkretnych danych, więc nie domagałam się od lecznicy ich udostępnienia. Jeśli przeoczyłam tego typu posta, trzeba było mnie nękać na pw, wyciągnęłabym je i przekazała zainteresowanej osobie.
Więc o co tak naprawdę chodzi??
Gdzie, kiedy i komu dokładnie nie odpowiedziałam na jakieś zapytanie, prośbę, a napisałam żeby się bujał, bo odpowiedzi nie dostanie? Zdjęć jest faktycznie mało, ostatnie jakie wstawiłam jest z bodajże 6 października, ale już pisałam, że do dyspozycji mam tylko komórkę. Zdjęcia z lecznicy wychodzą koszmarne, markopolo00 też się dziś oberwało, że wstawił fotki w tym miejscu robione - w szpitaliku nie ma okna, jest paskudne, przyciemnione sztuczne światło, więc bez lampy błyskowej się nie da, a jak na nią koty reagują widać na dzisiejszych zdjęciach: skulone, nastroszone, z przymkniętymi oczkami. Mazurka wygląda na nich po prostu dramatycznie, gdybym jej nie widywała to pomyślałabym, że jest trzema łapami na tamtym świecie. Mam ją wywlekać na sesje z klatki do poczekalni pełnej szczekających psów, obcych zapachów i stresować? A może wynieść na zewnątrz, postawić na trawie przy obecnych temperaturach i zrobić fajne, bo wyraźne zdjęcia, w dobrym świetle, które oddają jej rzeczywisty wygląd? Bądźmy realistami!
Mam zdjęcia z wyjazdu do Wawy w komórze, mój tż obiecał mi je ściągnąć jutro, bo cały dzień nie było nas w domu. Wstawię je, ale jakość jest średnia, nie ukrywam. I pewnie znowu usłyszę, że coś jest
nie halo Ale jest na forum sporo osób z Krakowa, Wieliczka nie jest daleko, można podjechać, pogadać z wetami, zobaczyć kotkę. Jedna z osób z forum tak zrobiła, potem zdecydowała się wpłacić kasę dla Mazurki. I to było super: pojechała, sprawdziła, stwierdziła, że warto. A nie dymiła na wątku nie mając bladego pojęcia co i jak
(...) Z tego co Cię kojarzę, na wątku ostatnio zadałaś bodajże dwa pytania pytania, już po zdiagnozowaniu nowotwora i wizycie w Warszawie (chodziło o leki i rodzaj nowotworu-jeśli się mylę to przepraszam). Odpowiedziałam wg mojej wiedzy, dostarczonej mi przez wetów,
bo ja wetem nie jestem. Może nie odpowiedziałam? A dziś ni z gruchy, ni z pietruchy wyskakujesz ze swoim postem jak diabeł z pudełka, zarzucasz, żądasz, jątrzysz, prowokujesz i obrażasz. I nie tylko ja tak odebrałam ten post. A równocześnie na maksa kompromitujesz się nieznajomością podstawowych faktów, które tutaj są klepane wyraźnie i w kółko (jak choćby miejsce pobytu kota czy nasze plany co do jej dalszego życia), pytasz o rzeczy które parę postów wcześniej były tłumaczone
Rozumiem jednak, że jesteś lekarzem (doktorem czy nawet profesorem) weterynarii, bo Twój ton bezsprzecznie na to wskazuje, i z pewnością bzdetami które piszą maluczcy, swojego wybitnego umysłu nie zaśmiecasz. Wobec tego jakie wg Ciebie powinny zostać podjęte badania i leczenie w stosunku do tego zwierzęcia? Co zaniedbano, czego nie podano, jakich badań nie zrobiono? W jaki sposób poprowadziłabyś wszystko gdyby Mazurka trafiła do Twojej lecznicy? Teraz ja proszę o odpowiedzi, konkretne, rozpisane dzień po dniu, z dawkami dla dorosłego kota o wadze 3 kg. Chętnie się Twoją wiedzą podzielę z wszystkimi wetami po kolei, tymi którzy mieli do czynienia z Mazurką. I sądzę że osobie, która zna sposób na cudowne ozdrowienie, sam doktor Jagielski będzie chciał wyrazić słowa uznania (zresztą kimże on jest, pewnie mógłby Ci buty czyścić

).
Poprosimy również o Twoją analizę i interpretację wyników z IDEXX-a, weci się pewnie mylą i bzdury opowiadają, a ja za nimi powtarzam. I za to mogę przeprosić - że się nie znam, a powtarzam za osobami, które niby się znają na rzeczy, a dyplomy to pewnie kupili na bazarze...
I mam jeszcze jedno, podstawowe pytanie:
gdzie byłaś ze swoją niesamowitą wiedzą, kiedy nieustannie zastanawialiśmy się tu wspólnie co jeszcze zrobić dla Mazurki?? Dlaczego nie podzieliłaś się nią po to, żeby oszczędzić kotu rzekomych cierpień?? Teraz łatwo Ci błyszczeć obrażając ludzi zaangażowanych w leczenie tego kota gdy wiadomo że w zasadzie nic się już nie da zrobić, a nie chciałaś tego osiągnąć wcześniej dzieląc się dobrą, skuteczną radą??
Na Twoje "mądrości" i zarzuty typu:
1. kot cały czas cierpiał (od samego początku dostawał różne leki, które ból eliminowały)
2. cud, że nie doszło do ogólnego zakażenia organizmu (owszem, cud, ale dotyczy on okresu ZANIM zaczęła dostawać silne antybiotyki, potem to żaden cud, tylko medycyna)
3. że można było właściwie zadbać o ranę (a co było niewłaściwego w jej oczyszczaniu, traktowaniu najróżniejszymi preparatami dobieranymi na podstawie licznych wymazów i posiewów oraz usuwaniu zmienionych nowotworowo tkanek?)
odpowiadać nie zamierzam, świadczą o tym, że nie zadałaś sobie najmniejszego trudu żeby uważnie prześledzić wątek, a w kwestiach medycyny jesteś wyznawcą teorii kompletnie nieznanych, stąd po raz kolejny prośba o podzielenie się swoją niesamowitą wiedzą, niedostępną większości wetów jakich spotkałam.
Rzucasz ogólnikami, czekamy na konkrety. Ja focha nie strzelam, dostałaś skany o które jakoś wcześniej nie prosiłaś, nie miałam dziś czasu żeby wdawać się w czcze dyskusje, zwierzęta były ważniejsze. Co jest
nie halo? Że nie uleczyłam kota chorego na zaawansowaną postać złośliwego nowotwora? Że pojechałam z nią do stolicy? (pewnie, super impreza na Białobrzeskiej

). Że wyłudziłam pieniądze na jej leczenie? Jeśli wpłacałaś na fundusz Mazurki, wyślij mi na pw swoje dane, odeślę te pieniądze, bo każdy ma prawo tego się domagać jeśli uznaje, że jego datki zostały z premedytacją zmarnowane. Ale trzeba wprost i uczciwie to napisać, a nie intrygować i obrażać Osoby, które - w przeciwieństwie do Ciebie - w sprawę ratowania tego kota poważnie się zaangażowały.
Zmarnowałam przez Ciebie spory kawałek wieczora, ale Mazurce tego nie będę wypominać. Wypomną jej to moje półdzikie tymczasy, które zamiast być socjalizowane, głaskane i czesane czekają, aż skończę w końcu klepać w klawiaturę...
E.