
Wczoraj, po blisko roku od postawienia diagnozy czerniaka oka, odeszła moja Celinka. Czerniaki mają to do siebie, że przez stosunkowo długi czas nie dają żadnych wyraźnych objawów, by następnie w ciągu paru dni przejść w stan szalejącej burzy, a ty malutka po prostu nie miałaś już sił, by dłużej walczyć. Jestem z Ciebie dumna, że tak długo wytrzymałaś, choć dawali ci mniej szans, liczyli je w tygodniach. A ty byłaś przy mnie, mimo to. Pamiętam jak teraz gdy przed rokiem usłyszałam wyrok. Niemożliwe, w końcu jesteś takim zdrowym kotem. I trochę już starym, ale to przecież nieistotne, prawda? W ostatni dzień swojego życia, gdy zobaczyłaś mnie po dłuższej przerwie, zamiauczałaś na powitanie parokrotnie, rozpaczliwie, chociaż nie miałaś już siły by ustać na łapkach. Chwilę później po prostu zwinęłaś się w kłębek i usnęłaś. Bez krzyku, bez dramy. Jak dama wśród kotów, którą zawsze byłaś.
Mam nadzieję, że teraz już zawsze będziesz mogła leżeć pod krzakiem róży, wyprężać się do słońca w kocim niebie. Jesteś tam pochowana, w tym samym miejscu, w którym zawsze lubiłaś się wylegiwać. Szkoda tylko, że trochę tam ciemno i żadna ludzka ręka nie może pogłaskać cię po grzbiecie. Szkoda, że nikt tutaj, na ziemi, nie zagrzeje już Twojego miejsca pod krzewem róży. Tak bardzo tęsknie...
[*]






