alessandra pisze:Sierra pisze:Nowa ciocia przyszła, bo na wszelkie odmiany słowa "tula" leci jak ćma do światła
I na pewno będę musiała nabyć tulikocyki na zimę... i tuliwdzianko... i wszystko co ma przedrostek "tuli" .
Bo nowa ciocia ma bardzo porąbane coś zwane Sierrą (i wymagające tuliwdzianka) i absolutnie przekochane, przesłodkie coś zwane Tula (na punkcie czego mam lekką korbę ).
No i bardzo lubimy koty ciężko pracujące - Sierra i Tula też muszą harować dzień i noc na odrobinkę mięska w miseczce! W dzień trzeba straszyć stada psów skacząc im na głowy (Sierra) i ogony (Tula). W nocy należy skakać na głowę mi (Sierra - zobaczyła muszkę pod sufitem, o mało mnie nie szyli ) albo naśladować intensywny ruch uliczny mrucząc mi prosto do ucha (Tula) .
To Ciocia masz wJelce atrakcyjne nie tylko dni , ale i noce
A tak ogólnie : czy ktos z Was wyobraża sobie teraz zycie BEZ kota ...
Znaczy... takie, gdzie nikt mnie nie skalpuje przed snem?
Akurat pod względem skalpowania (a zwłaszcza jego braku) mam bardzo bujną wyobraźnie .
I takie, gdzie nie jestem opieprzana przez 2 koty, bo mam "iść zrobić kawę" (miski są tuż obok ekspresu, więc karmię koty w trakcie porannej kawki).
I takie, gdzie kupowałam mleko bez pływających kłaków w środku... Ja wam przysięgam - Tula rozsyła swoje kłaki do wszystkich okolicznych producentów żywności! Sierra nie ma czego rozsyłać
I takie, gdzie na superwielkim łóżku (2x2,5 m!) nie ciśniemu się z TZ-em na brzegu, bo koty postanowiły rozwalić się na samym środku.
I ogólnie rzecz biorąc ja sobie radośnie, bez problemu i z uśmiechem na ustach umiem wyobrazić sobie życie bez kotów... jedynie nie umiem znaleźć racjonalnego wyjaśnienia dlaczego tak się przed tym życiem bronimy. Ani chybi ja i TZ cierpimy na syndrom sztokcholmski (on do Sierry, ja do Tuli) i wielbimy naszych małych prywatnych sadystów nad życie