jolabuk5 pisze:Zorek [*][*][*]
To zawsze najtrudniejsza decyzja... Bardzo współczuję.
Tak to była bardzo trudna decyzja bo bardzo niespodziewana.
Zor sobie żył, od roku nawet tak śmielej, odważniej. Miał tylko chwile słabości tydzień temu a potem znowu odżył.
Jeszcze w środę po pracy przyszedł się przywitać pod drzwi , coś zjadł i na balkon wylegiwać się i rozglądać.
Jak brałem do transportera to był wigor w nim, chęci do życia i ciekawość w jego oczach.
Zewnętrznie nic nie wskazywało, że coś się stanie. Zakładaliśmy, że co jakiś czas przez tą trzustkę będzie trzeba go podreperować, żeby pomiędzy mógł hasać.
Liczyłem, że ze dwa lata jeszcze pociągnie a koniec będzie zwiastowała jakaś dłuższa obniżka formy, ale taka zwykła - spowolnienie ruchów, mniej energii życiowej aż sobie by zasnął, któregoś dnia.
Ale nie tak szybko znienacka.
Niestety w środku było słabo, wnętrze nie wytrzymało tego obciążenia ...
Pytań co by było gdyby jest mnóstwo ... jednak najbardziej żałuję wtorku wieczora jak go nie zawołałem do łóżka, a chyba chciał przyjść :/
Ponieważ po kroplówce był cały osikany, trochę go wytarłem ale i tak nie chciałem, żeby wchodził na pościel, bo w środę po ostatniej dawce go umyję i wtedy będziemy leżeć do woli. I widziałem, że z daleka patrzył na mnie, wyczekując machnięcia "chodź do mnie" ale nie zrobiłem tego ... to przyszedł i położył się na swoim łóżku obok naszego .. i tego żałuję ... że mnie źle zapamiętał w tym ostatnim "świadomym" wieczorze :/
Bo w środę noc to była już agonia ... posiedzieliśmy z nim trochę ale on był zajęty łapaniem oddechu bo już te płyny w płucach mu się zbierały :/ A potem w nocy to tylko szukał miejsca gdzie mu będzie lżej. Podchodziłem do niego to ledwo reagował na mnie ... :/
Inne koty (od jakiegoś czasu ma nowych kumpli) tylko obserwowały, nie przeszkadzały mu ... kotka nasza młoda to tylko wymownie patrzyła na niego , na mnie ... one już wiedziały ... :/