Koki, Frajda ma prawie 6 lat, Whiskasia pomiędzy 4 a 7. Whiskasia fajna, ale: musi wychodzić i nie lubi innych kotów. Poza tym ideał.
Frajda od piątku do niedzieli jeździła codziennie na 4-godzinne wlewy dożylne. I jakoś ją to trzymało. W poniedziałek dramat, cały dzień nic nie jadła, na szczęście już pognałyśmy na akupunkturę. Wieczorem dalej nic nie żarła, w desperacji dałam jej parówkę, zjadła 3 plasterki. A dziś rano wstała, zażądała spaceru, poszłyśmy, zrobiła siku, nienajgorszą kupę i zachowywała się jak zdrowy kot. Poza tym, że nic nie chciała jeść. Ale po południu wciągnęła spory kawałek sznycla z indyka, niedawno znów pojadła, więc jestem dobrej myśli. Dziś skończyła antybiotyki. Jutro zasuwamy na akupunkturę, w czwartek do pani dr na kontrolę. Niech ona je! I wydala! Bo wygląda jak śmierć na urlopie, zaraz wrzucę fotę. Skurczyła mi się Frajda okropnie. Choć i tak podobno jest nieźle, jak na to, co zdrowotnie przerobiła. Ja jeszcze w tę poprawę nie wierzę do końca, jednodniowych górek było już parę, a co po nich, to chcę zapomnieć. Niech już zostanie, tak jak dzisiaj.
Bardzo mi zwolnienia 'na kota' brakuje...
Frajdolina na igłach: