Nie no, chyba za różowo się wczoraj rozpisałam. Kota nie jest tak łatwa w obejściu, żeby ją sobie bezkarnie dotknąć. Dziś zachęcona wczorajszymi rozczarowaniami na plus, spróbowałam (bez przyłbicy, naiwna) pogłaskać kicię. Bez ran szarpanych i gryzionych sie nie obyło... Bez wątpienia jest to potworny strach, a nie agresja sama w sobie. Niemniej, bez względu na przyczynę, kocica wpada w szał totalny. Ci, co widzieli ją w lecznicy, wiedzą, o czym mówię. Amok, uosobienie furii, taką jazdę widziałam po raz pierwszy.
Przeraża mnie to głownie z tego powdu, że kotę trzeba leczyć. Wczoraj w nocy siedziałam z nią kilka godzin w pokoju, dziś w ciągu dnia też - kocia wchodzi do kuwet, siedzi, napręża się - i robi parę kropelek. Parenaście minut poleży w legowisku - i znów na parę kropli do kuwety. Godzina w legowisku - i znów to samo. Widać, że jest niespokojna też z tego powodu. Jak wstaje, widziałam, że ma kropelki moczu na tyłku. Jak siada przy misce - też zdarza się zostawić kropelkę.
c.d. w następnym poście, bo mi przed chwila zżarło