Pixie, o spacerach w Wwie pomyślałam, przyznam się, Ale tak szybko, jak mi ta myśl zaświtała, się z nią pożegnałam. Frajda w szelkach albo sztywnieje i leży, albo rzuca się, by się z nich uwolnić. A takie gwałtowne, wściekłe ruchy to chyba jednak większe zagrożenie, niż brak ruchu. Więc sport tylko na wiosce.
A tymaczasem jak nie urok, to... no właśnie, sraczka.
Oby tylko zwykła sraczka, proszę opatrzność. Frajda we wtorek i w środę rano nie zrobiła kupy. Więc w środę wieczorem dałam jej 4 ml parafiny. Taką dawkę daję jej zawsze, jak ma problem z kupą, i nigdy nie było żadnych sensacji. Zaraz, dosłownie w parę minut po parafinie poszła do łazienki i zrobiła normalną kupę (więc pewnie parafina była niepotrzebna
). Dziś rano czekała na mnie w kuwecie w części sraczkowata kupa. W ciągu dnia pojawiły się kolejne dwie rzadkie. A po południu Frajda nie chciała nic zjeść. I to mnie bardzo zaniepokoiło, bo to kot, co żre, nie je. No i dziś cały czas poleguje, nie przychodzi zagadać, domagać się uwagi. Uświadomiłam też sobie, że mnie też rano pogoniło. Jemy co innego, ja parafiny nie brałam - zwaliłam to na obfitujący w stresy wczorajszy dzień. Bo chyba niemożliwe, żeby jeden wirus (zakładając, że coś przywlokłam) dał popalić kotu i mnie.
No nic, czekam do jutra. Jak rano też nie będzie chciała jeść, to czeka nas wet.
Tymczasem we wtorek minął rok, odkąd wypadł Frajdzie dysk. Oj, trudny to był rok. Pewnie byłby łatwiejszy, gdybym od razu wiedziała, że Frajda wróci do jako takiej sprawności. Nawet nie chcę sobie przypominać tamtego obłędu.