» Czw sie 31, 2017 21:52
Re: Frajda-po odbarczeniu rdzenia. ODDAM KOZĘ!
Tak, to jak grom z nieba.
Mam potworne wyrzuty sumienia, że sie do tego przyłozyłam.
Jakiś czas temu załozyłam na Kotach wątek, w którym poszukiwałam meldunku w Radzyminie dla wolnozyjącego kocura, żeby go na gminny program wykastrować. Meldunek znalazłam, Bury został wykastrowany, przywiozłam go, otwarłam transporter i myślałam, że kota więcej na oczy nie zobaczę. Ale Bury wcale nie pognał w łąki, poczuł się zaopiekowany i zapragnął zostać kotem domowym. Melisa bardzo źle znosiła jego obecność w ogrodzie. Zaczęła znaczyć, i w ogrodzie, i w domu. Kupiłam jej obróżkę settle down, na nic sie zdała, sytuacja była coraz gorsza. Mela jak widziała przez okno Burego, od razu znaczyła w domu wszystko. A Bury w międzyczasie złapał koci katar, więc zameldowałam go w drewutni na czas leczenia - bo to antybiotyk codziennie, a zakraplanie oczu 3-4 razy na dzień. Bury się wyleczył, chociaż jakiś zjadliwy ten koci katar był. Melisa była podminowana cały czas. Przestała spać w łózku, wściekała się na sam widok Burego. Potem doszło do tego zapalenie pęcherza, ewidentnie na tle stresowym. Więc koszmar pakowania Meli i wizyta u weta. Zapalenie przeszło. Buremu udało się znaleźć dom, pojechał dwa tygodnie temu na swoje, i jest lwem salonowym. Ale myślę, że to, że bardzo dużo uwagi poświęcałam od prawie roku Frajdzie, potem intruz, którym się zajmowałam, bardzo siadły jej na głowę, musiała czuć się odstawiona na bok.
Ile bym teraz dałą, żeby się jeszcze podniosła.
Mimo nowotworów w historii, postępującej od 5 lat niewydolności nerek tak fajnie się trzymała, żadnych wymiotów, zawsze apetyt. I nagle - łup. Żebym jeszcze mogła nadrobić ten brak uwagi dla niej...
Ostatnio edytowano Śro wrz 06, 2017 11:32 przez
megan72, łącznie edytowano 1 raz