Z Agatką na szczęście ok
. Ma apetyt i nie wymiotuje.
Mam natomiast już od dłuższego czasu problem z Myszką
. Myszka ma coś z oczkiem. Wciąż je nieco przymyka. Wet zaocznie już jakiś czas temu sugerował krople. Ale... tu cały problem
. Myszka jest straszliwie płochliwa, być może to skutek przeżyć. Dałam jej raz i drugi kropelki (z ogrooomnym trudem) i teraz ucieka ode mnie jak diabeł od święconej wody (przepraszam ją za porównanie, ale jest najbardziej adekwatne
). Dosłownie. Wczoraj udało mi się mimo wszystko znowu zakropić. To dzisiaj patrzy na mnie przerażona i nie mogę zbliżyć się bliżej niż na jakie dwa metry, z tym, że ona skulona patrzy na mnie jak na potencjalnego agresora. Inne koty też w takich razach protestują, ale potem im przechodzi, a u niej to się ciągnie tygodniami i miesiącami. Moja mama nic jej takiego nie podaje, to ma do niej zaufanie, nawet śpi z nią. Kiedyś, przez jakiś czas i ja mogłam mizać ją do woli, ale odkąd trzeba było w lecie leczyć jej katarek, wszystko się skończyło. No i nie martwię się. Nie wiem, co robić. Przykro mi strasznie. Zachowuje się tak, jakbym była najgorszym jej wrogiem
. Zakrapiania parę razy dziennie wogóle nie wyobrażam sobie, bo ona się po prostu nie daje złapać, ucieka gdzieś wysoko i tyle. I jest, biedactwo, straszliwie spięta. Czasem jeszcze mogę ją chwycić przy jedzeniu, chociaż jak za często to też robi się czujna i przy mnie nie chce jeść. Ech
. Nie macie jakichś pomysłów?
Aha, mama mi nie pomoże, jest za mało sprawna.