Quazimodo [*] Panie Bezo,Rozgotowany Kalafiorku, Przyjacielu
Jest taki Kot nad Koty co ma dużo pecha i trochę szczęścia. Słabe ciałko, wielkie serce i dużo pomysłów. Jest taki Pan Beza co z naturą wygrać nie może ale na ile może na tyle odwleka koleje losu. Chciałabym napisać, że ten Kot to mój Kot, jednak trafniejsze będzie napisanie, że miałam szczęście, zostać pełnoetatową Dużą Quaziego. Innymi słowy jesteśmy my - czyli Qua i ja.
Wspólnie On i ja jesteśmy już ponad 1,5 roku. Dokładniej to od 30 sierpnia 2007 roku, mnóstwo wzlotów, mnóstwo upadków w tym czasie przeszliśmy. Żebyśmy mogli być my Pan Beza musiał zostać zauważony przez dziewczyny z łódzkiego schronu, a później jeszcze miasto zamieszkania na Warszawę zmienić.
Teraz Qua choruje... od grudnia walczymy z przewlekła niewydolnością nerek. Kiedy tych nerek prawie nie ma to jest bardzo nierówna walka, chociaż walka to złe słowo. Nie walczymy, raczej wykorzystujemy czas jaki jeszcze mamy i próbujemy go wydłużyć jak tylko się daje.
Prosimy o kciuki i ciepłe myśli. Nie prosimy o zdrowie, ale o to żeby jak najdłużej było dobrze i żeby Qua miał siły na radość!
I jeszcze wspomnienie przeszłości:
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=64219&start=0
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=74436&start=0
Wspólnie On i ja jesteśmy już ponad 1,5 roku. Dokładniej to od 30 sierpnia 2007 roku, mnóstwo wzlotów, mnóstwo upadków w tym czasie przeszliśmy. Żebyśmy mogli być my Pan Beza musiał zostać zauważony przez dziewczyny z łódzkiego schronu, a później jeszcze miasto zamieszkania na Warszawę zmienić.
Teraz Qua choruje... od grudnia walczymy z przewlekła niewydolnością nerek. Kiedy tych nerek prawie nie ma to jest bardzo nierówna walka, chociaż walka to złe słowo. Nie walczymy, raczej wykorzystujemy czas jaki jeszcze mamy i próbujemy go wydłużyć jak tylko się daje.
Prosimy o kciuki i ciepłe myśli. Nie prosimy o zdrowie, ale o to żeby jak najdłużej było dobrze i żeby Qua miał siły na radość!
I jeszcze wspomnienie przeszłości:
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=64219&start=0
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=74436&start=0



od razu humor lepszy i uśmiechać się chce, chociaż jak to Duża zachowałam się podle i nieprzytomnie i w pierwszej chwili zamiast się cieszyć to się zerwałam przestraszono wkurzona. Ale już opisuję ten wyczyn Qua. Nad ranem, tuż przed pierwszym budzikiem (budzik dzwoni zawsze przynajmniej 3 razy) obudziło mnie chrupanie jedzenia. Dość zawzięte i intensywne. W tej samej chwili poczułam na boku ciepło kociego ciałka. Poderwałam się do góry, dość delikatnie żeby kota nie obudzić, a przepędzić znowu wyjadającą jedzenie Lalkę. Otwieram oczy, mrugam, mrugam, spoglądam na łóżko. Psi hipopotam leżał koło mnie z rozanieloną minką, a spracą chrupania okazał się delikatny koci chłopak
. Wczoraj wieczorem też podjadł troszkę więcej, dostał dużo kroplówki (i Lespewet, będzie więcej Lespewetu pomimo kociego odwodnienia, bo chłopaka trzeba "przepłukać"), a dzisiaj kocie ciałko ważyło 3,3 kilograma. Ogólnie wyglądał dzisiaj cudnie. Po zjedzeniu z miną sówki wpakował mi się na piersi nachylając się nade mną. Standardowych kilka buziaków było, pogadaliśmy, pozachwycaliśmy się sobą. W zasadzie to było jednostronne zachwycanie się ale było. Wstałam, poszłam do łazienki. Qua robił obchód domu i nagle słyszę od brata "jaką On ma straszną tą drugą stronę". Serce mi zamarło na chwilę, oczy zrobiły się wielkie, że znowu sobie coś wmówiłam, że coś z Qua jest źle, że możę stan łapinek się pogorszył ale po kroplówce jakieś martwice mu się zrobiły i przegapiłam. Pytam się brata nieśmiało co ma na myśli. Pada odpowiedź "jak wywali ten język na wierzch i zaczyna quazować". Dowiedziałam się, że mój brat zasłużył na specjalne traktowanie 