Maly update
Mija trzeci tydzien convenii, miesiac chyba juz od wycięcia jądra, dwa od usunięcia zębów.
Mam w domu innego kota - wyluzowany, rozbawiony, psotny, polujący.
Wyniki stabilizujemy, są dziwne - krea w normie, mocznik ostatnio 100, fosfor i potas w normie, zaburzone chlorki i sód, anemia.
Na wszystko Dziadź bierze leki, które je albo nie, zależy.
Ale ogólnie je i mam wrażenie, ze nie jest już taki szkieletopodobny.
Niestety, w wyniku przedwczesnego balkoningu pokichały mi się duże koty, ale rutinoscorbin pomógł bez wożenia do pani doc, co było o tyle ważne, że przejść z autem cd, pada mi elektryka przy wilgoci i znowu się potwierdza, jak ważne jest mieć weta, który udzieli porad mailowo/telefonicznie, wyda leki bez kota (pojechałam autobusem), ale także drugiego zaufanego weta, który poda leki, które zapisał kto inny, pobierze krew, nie będzie marudził itd. Tu ukłon dla dr Janika, bo bez komentarzy przyjął nas po przerwie i utoczył z Dziadzia krew.
Koty radosne na słońcu, bawią się, dostały owies i super zabawkę pawie pióro na sznurku, bawią się jak kociaki, wszystkie.
Chyba już mogę z perspektywy ostatnich kilku miesięcy powiedzieć, że jestem bardzo, bardzo wdzięczna pani doc za decyzje o cięciach i ekstrakcjach, mimo narkoz - jakość życia kota nerkowego podniosła się niewiarygodnie. Na pewno są skutki uboczne, ale teraz czuje się o wiele lepiej i myślę, że to był dobry, być może ostatni moment, żeby mu zrobić porządek z wnętrznościami. Teraz już sie skupiamy na stabilizacji wyników, oby jak najdłużej były niewiele gorsze od obecnych, no, poza tą anemią.
tfutfu.
A, Dziadek lekko utuczony mniej się trzęsie, chyba z zimna te drgawki jednak są.
Walery utył okropnie, a Konik ma w tym roku sezon łowiecki i ciągle poluje, jak nie na inne koty, to na sikorki za oknem, powiesiłam kule z ziarnem i Konik spędza godziny na ornitologicznych obserwacjach, bardzo jest skrupulatny.
To idę głaskać, bo już patrzą z wyrzutem.
Prawdziwi mężczyźni nie jedzą miodu, oni żują pszczoły.