» Śro wrz 30, 2020 9:05
Re: Na przekór... III - [']
Mam nadzieję, że to naprawdę było dobre życie, bo Paciorek był po prostu dobrym kotem.
Nie było w nim grama agresji, lubił wszystkich, zarówno obcych jak i znajomych, bez różnicy koty czy ludzi. Zawsze przyjaźnie reagował na inne koty, był spokojnym i przyjacielskim stworzonkiem. Nowych, tych, którzy bywali u nas tymczasowo, jak i tych, którzy pojawiali się na stałe, zawsze witał i ciepło przyjmował.
Mimo, że wiedzieliśmy, że w jego wieku moment, w którym będziemy musieli się rozstać może nastąpić w każdej chwili, to jednak boli jak diabli.
W ostatnim czasie był już może mało ruchliwy, ale był. I absorbował sobą mnóstwo czasu i uwagi, bo trzeba było podawać leki, przygotowywać posiłki, które miksowane podawaliśmy często strzykawką, bo nie bardzo chciał jeść jedzenie dla nerkowców. Prać i myć podłogi i blaty, bo posikiwał. Uważać, żeby nie zdeptać idąc po ciemku przez przedpokój i nie przygnieść w nocy, kiedy spał z nami w łóżku. Ciągle coś się wokół niego działo.Teraz nie wiem co ze sobą zrobić.
Niewielkim pocieszeniem jest może to, że umarł w domu, tak jak chciałam. Na swojej sofie, głaskany przez nas. I mam nadzieję, że moment, który na to wybraliśmy był tym właściwym.
Tylko wciąż mam z tyłu głowy to głupie, irracjonalne uczucie, że moja mała, krucha drobinka leży teraz gdzieś tam, w chłodnej ziemi i moknie na deszczu. Że mu tam samotnie i zimno. A ludzie, którzy od wielu lat troszczyli się o niego, dbali i tulili, teraz zostawili go samego w tym cichym, porośniętym drzewami miejscu. I że będzie tam musiał już pozostać na zawsze.