Strona 1 z 43

Nowa seteczka, stara bajeczka - Kroniki skrzata Kleofasa

PostNapisane: Nie cze 29, 2008 17:45
przez caty
Dom powoli budził się. Przez korytarz przeszła trochę jeszcze zaspana Michasia, w kuchni zasyczał czajnik, a stróż obudził się, wstał z fotela i zaczął rozcierać ścierpnięty kark.
Pomyślałam, że dom zaczyna coraz bardziej przypominać prawdziwe domy – zaczyna mieć swoje zapachy, głosy, swój niespiesznie płynący czas.
Bez ostrego, ponaglającego głosu pani Leokadii, która teraz znajdowała się niewiadomo gdzie było cicho i przyjemnie. Dzieci wstawały z uśmiechem na twarzach, a w jadalni nie straszyła przestudzona herbata
Pomyślałem, że wszystko jest na najlepszej drodze, i…że mogę powrócić do swego domu, który czekał na mnie gdzieś tam, gdzie kończyło się blade, jakby przykurzone miejskie niebo.
Cały dzień spędziłem na wędrówkach po domu, zapamiętując każdy kąt – czułem się związany z nim jakąś niewidzialną nicią i prawdę powiedziawszy, ciężko było mi myśleć o powrocie . Opuszczając go pozostawiałem nie zakończoną historię ogrodu, niedopowiedziane losy małej Beaty, nowe koleje życia jego mieszkańców i starszego pana – Pana Tatę, którego zdążyłem szczerze polubić.
Przechodząc obok schowka na szczotki usłyszałem jak Wyskrobek i jego dwaj bracia skrobią pazurami i przypomniałem sobie króla szczurów…
Delikatnie zastukałem w drzwi i gdy w szparze pojawił się wąsaty pyszczek oznajmiłem, że tej nocy powracam do domu.
- W pełni cię rozumiem – rzekł poważnie Wyskrobek. – Tutaj już będzie się działo dobrze…
na wypadek, gdybyśmy nie spotkali się wieczorem uścisnąłem łapę szczura i poszedłem do swej kryjówki, aby spakować swój tobołek.
Uniosłem go w ręce i pomyślałem, że był znacznie lżejszy niż wtedy, kiedy opuszczałem moje miasto – na poły zdarte buty, wyblakły kubrak i garstka leśnego tytoniu, oto wszystko, z czym miałem udać się w powrotną drogę.
Pocieszyła mnie nieco myśl, że w sadach dojrzały jabłka, a na poboczach polnych dróg łatwo będzie znaleźć kilka nadających się do spożycia jagód…
Dzień minął niespodziewanie szybko, może nawet zbyt szybko i ani się spostrzegłem, jak niebo zaczęło szarzeć…
Dzieci powróciły z ogrodu, w umywalni zaszumiała woda.
Kucharka wyczarowywała w kuchni kolejną smakowita kolację, której zapach niósł się po całym korytarzu, a z gabinetu starszego pana – Pana Taty – dochodziły stłumione głosy.
- I zaczniemy już od dzisiaj – powiedział starszy pan.
Przez szparę pod drzwiami dostrzegłem buciki Michasi.
- W bibliotece nie znalazłem tego wiele , ale pewnie coś się nada.
Buciki poruszyły się.
Wsunąłem się do środka i wstrzymując oddech przycupnąłem za zasłoną.
- Może to by się nadało – powiedziała Michasia kładąc na biurku gruby, mocno sfatygowany zeszyt.
Starszy pan otworzył go i sięgnął po leżące obok okulary.
- „ Był sobie kiedyś dom, który zawsze pragnął być Prawdziwym Domem, ale zawsze cos stawało mu na przeszkodzie… Po pierwsze – choć w Domu było bardzo, bardzo wiele dzieci nie było w nim ani jednego taty i ani jednej mamy. Nie było też ani kota, ani psa, tak, że nikt nie mruczał w długie, chłodne wieczory, ani nikt nie pilnował, aby do dzieci nie wkradały się złe sny. Za Domem był sobie Ogród, który marzył, aby stać się Prawdziwym Ogrodem, ale nie kwitły w nim kwiaty, tylko sterczały wysoko nieżyczliwe pokrzywy, kłujące osty , a nisko przy ziemi pleniła się pleśń. Dom zasypiał punktualnie, gdy zegar w mieście wydzwonił dziesiątą, a budził się, gdy wybijała szósta. A wszystkie dzieci marzyły, aby być Prawdziwymi Dziećmi, choć nie za bardzo wiedziały na czym to ma polegać…”
Starszy pan zamknął zeszyt i pytająco spojrzał na Michasię.
- Czy to TY napisałaś, Michasiu ? – zapytał.
Michasia pokiwała głową.
- A, bo jak maluchy nie mogły spać, to opowiadałam,,,potem stara wiedź…to znaczy pani Leokadia zabroniła, że to niby bajki mącą w głowach, to zaczęłam spisywać…Bo jak się raz zacznie bajać, to bajanie się plecie i plecie i plecie…
Starszy Pan ujął rękę Michasi.
- Ładnie ci się plecie, Michasiu od bajek. Przepiszemy to wszystko na maszynie i zrobimy prawdziwą książkę…
- Z obrazkami ? - zapytała Michasia.
- Z obrazkami – przytaknął starszy pan. – Ale to będą niezwykłe obrazki. Poprosimy dzieci, żeby namalowały
to wszystko, co jest w książce. I postaramy się, żeby wszystkie dzieci ją przeczytały.
Michasia splotła ręce i spojrzała na swoje odbicie w szybie. Nagle jej oczy zrobiły się okrągłe ze zdziwienia.
- Tam, tam coś jest ! – zawołała.
Spojrzałem w szybę i tuż obok odbicia Michasi dostrzegłem siebie.
- Krasnal ! – zawołała i odwróciła się, ale zdążyłem wyskoczyć na zewnątrz.
Jednym susem wskoczyłem w kępę trawy i zamarłem w bezruchu.
- Krasnal tam był ! – wołała zdumiona Michasia, - tam był, na oknie !
Usłyszałem, jak starszy pan odsuwa krzesło i zbliża się do okna.
- Jeżeli był, to przyszedł podziękować ci za piękną bajkę – powiedział.
- Niech pan nie żartuje – sapnęła urażona Michasia. – Na własne oczy widziałam. Kubrak miał zielony, czapkę szarą…
- Niemożliwe – rzekł starszy pan . – Krasnale na czerwono chodzą odziane, więc…krasnal nie. Może to domowy do nas się wprowadził, żeby się nam dobrze działo?
- Ale bo to pan bajki opowiada – oburzyła się Michasia.
- Przepraszam – starszy pan najwyraźniej dobrze się bawił. – Już nie będę, to ty jesteś Michasia od bajek.
- Dobranoc – odparła Michasia i wyszła szeleszcząc fartuchem.
A ja pogładziłem poręcz kamiennych schodów i ruszyłem przed siebie wąską, ciemna uliczką. W oknach gasły ostatnie światła, gdzieś daleko poszczekiwał pies a nad moją głową, ledwie widoczne świeciły gwiazdy.
Namacałem w kieszeni fajeczkę , odwróciłem się i spojrzałem raz jeszcze na Dom.
- Niech ci będzie los życzliwym,
Domem staniesz się prawdziwym,
Dobre serce, mądra głowa
Przed złem wszelkim cię zachowa,
Złe sny progi twe ominą
Smutki niby dym odpłyną
Ogród rozpromieni kwiecie
Szczęścia zazna każde dziecię…
Zakończyłem i aż się zdumiałem – moje pierwsze zaklęcie wypowiedziało się zupełnie samo, tak, jakby podyktował mi je ktoś mieszkający we mnie.
Powracałem więc do domu jako prawdziwy skrzat, opiekun domowego ogniska…




i tak zaczynamy drugą seteczkę

PostNapisane: Nie cze 29, 2008 17:54
przez Martusia;*
Jestem pod niewiarygodnym urokiem... tego czegoś.
Tak naprawdę nie rozumiem, jaki cel miała ta ''opowieść'' ''bajka'' ?
Ale to było piękne...
Nie wiarygodne, i nie realne.
Takie bajkowe.
Cudowne...

PostNapisane: Nie cze 29, 2008 19:02
przez caty
Martusia - bo to trzeba było od początku czytać :) to jest taka bajka dla dorosłych dzieci, która sie pisze od jesieni bodaj...i nawet kot w niej jest - on poprzednią część opowiadał pt Opowieści Brązowego Kota.
A jak juz tu trafiłas - to zostan, wiele sie będzie działo.
co sie działo wczesniej możesz znależć na wątku http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=65 ... atch=topic.
miłego wieczoru :)

PostNapisane: Nie cze 29, 2008 20:25
przez myshka
Znaczę teren , doczytam jutro :wink:

PostNapisane: Nie cze 29, 2008 22:02
przez caty
myshka pisze:Znaczę teren , doczytam jutro :wink:


...to myshki też znaczą ? 8O 8O 8O

PostNapisane: Pon cze 30, 2008 8:28
przez myshka
caty pisze:
myshka pisze:Znaczę teren , doczytam jutro :wink:


...to myshki też znaczą ? 8O 8O 8O



:lol:

Będę trzymać się wersji że to przez demoralizujący wpływ kotów :smokin:

PostNapisane: Pon cze 30, 2008 10:39
przez MaryLux
Mrrrrrrrrrrrrrruuuuuuuuuuuu mrrrrrrrrrrrrruuuuuuuuuu mrrrrrruuuuuuuuuuu mrrrrrrrruuuuuuuuuuuu
Psot, Kulka, Inka i Mruczka

PostNapisane: Pon cze 30, 2008 13:34
przez ladybea
nie wiem o co chodzi, ale tez tu przysiade na jakis czas :)

PostNapisane: Pon cze 30, 2008 16:39
przez caty
Na środku podwórka otoczonego czworobokiem niewysokich, jednopiętrowych bloków najwyraźniej działo się coś ciekawego. Dzieciarnia spieszyła na środek dużego wydeptanego placu rozpychając łokciami tych, który stali w ciasnym kręgu.
Rozejrzałem się szybko dokoła i dostrzegłem starą czereśnię, która jakimś cudem ocalał z wyciętego pod budowę osiedla sadu.
Na pniu czereśni ciemnobrązowa żywica zastygała w wielkie, lepkie krople. Ominąłem ją zręcznie i wdrapałem się prawie na sam czubek drzewa, skąd mogłem widzieć wszystko, co się dzieje.
Dzieci otaczały kołem wysokiego, chudego chłopca o śmiesznej twarzy z nieproporcjonalnie dużymi uszami.
Chłopiec uciszył zebranych, po czym zawołał:
- Panie i panowie, będzie stanie na głowie, po linie skakanie, ognia połykanie !
po czym stanął na rękach i bez najmniejszego wysiłku przemaszerował przez środek placu ku ławce od której prowadziła linka do wieszania bielizny, mocno naciągnięta i przywiązana do oparcia drugiej, stojącej na przeciwległym krańcu boiska ławki.
Wskoczył na ławkę, ostrożnie postawił stopę na lince i trzymając oburącz długi, leszczynowy kij ruszył przed siebie z wdziękiem i wprawą odpustowego artysty.
Na środku liny uniósł w górę jedną nogę i zrzucił z niej but.
Dzieciaki aż zachłysnęły się śmiechem.
Chłopiec doszedł do końca liny i na jej środku zrzucił drugi but.
Robił przy tym tak śmieszne miny, że musiałem zatkać usta ręką, aby nagłym parsknięciem nie zdradzić nikomu swojej obecności.
Kiedy umilkły oklaski chłopiec wyjął z kieszeni pudełko zapałek, zakrył twarz czapką, a po chwili dmuchnął najprawdziwszym ogniem.
A potem, nie zwracając najmniejszej uwagi na gapiów odszedł w stronę maleńkiego parku.
Z mojego miejsca widziałem jak idzie alejką podrzucając w ręce czapkę i jak rozgląda się za ławką, na której mógłby usiąść.
Jakem skrzat, nie mogłem wyjść z podziwu nad talentem chłopca, zsunąłem się więc na dół i podążyłem jego śladem w nadziei, że zobaczę coś jeszcze.
Przebiegłem ile sił w nogach trawnik i żwirowaną alejkę i wybiegłem prosto naprzeciw ławki, na której odpoczywał chłopiec. Wyciągnął się jak długi na zielonych deskach, patrzył w pogodne niebo pocięte drobnymi, białymi chmurkami i żuł źdźbło trawy.
- Ta chmura wygląda zupełnie jak koń – powiedział do siebie i spojrzałem w górę.
Rzeczywiście – obłok płynący nad parkiem miał wąski, szlachetny pysk, a za nim powiewała długa, postrzępiona grzywa.
Chłopiec westchnął i zamknął oczy. Wyjrzałem z trawy i przyjrzałem się mu nieco uważniej. Miał nos tak duży, jak nos klauna i ogromne uszy, ale jego twarz, mimo swych groteskowych rysów wydawała się dziwnie ładna.
Ubranie, jakie nosił było stare, ale czyste i starannie pocerowane, za to sznurówki w butach były różne – szara w prawym, a czarne w lewym.
Wyjąłem z kieszeni fajkę, i ukryty w trawie nabiłem ją resztką leśnego tytoniu.
Spojrzałem w niebo. Koń gdzieś zniknął, ale na jego miejscu pojawił się wielki okręt z wydętymi przez wiatr żaglami. Przepłynął majestatycznie ponad koronami drzew, a na jego miejscu pojawiły się długie, cienkie pióra…
Zaszeleścił żwir alejki. Chłopiec niechętnie otworzył oczy i uniósł głowę.
Od strony osiedli nowych, wysokich domów biegło kilkoro dzieci. Na widok chłopca zatrzymały się w bezpiecznej odległości i zaczęły skandować chórem:
- Jurek – ogórek, kiełbasa i sznurek, kiełbasa uciekła, a Jurek do piekła!
Chłopiec usiadł na ławce, a dzieciaki rozpierzchły się niby stadko wróbli.
- Jurek, ogórek – zadzwoniło w oddali i zapadła cisza.
Chłopiec wzruszył ramionami i splunął. Pomyślałem, że pewnie zdążył przywyknąć d kpin i docinków, nie mniej jednak byłem pełen podziwu dla spokoju, jaki potrafił zachować…
W ciągu swego skrzaciego życia zdążyłem napotkać już tylu ludzi, że wiedziałem o nich sporo.
Byli wśród nich dobrzy ludzie i źli ludzie, i tacy, którzy nie wiedzieli jak stać się dobrymi…byli mieszkańcy mego miasteczka, którzy potrafili żyć w zgodzie z baśniowym ludem, i byli mieszkańcy miasta, którzy nie potrafili żyć w zgodzie ze sobą…
Ale chłopiec z parku był zadziwiający. Chodził po linie jak dorosły i jak dorosły połykał ogień…Jak dorosły znosił kpinę…
Nagle, pełen wstydu przypomniałem sobie utarczki pomiędzy mną a moim kuzynem – tak, jakby było coś, o co warto było się kłócić – i postanowiłem, że kiedy tylko powrócę do domu porozmawiam z nim spokojnie, jak skrzat ze skrzatem.

cdn

PostNapisane: Pon cze 30, 2008 16:40
przez caty
ladybea pisze:nie wiem o co chodzi, ale tez tu przysiade na jakis czas :)


siadaj, możesz nawet z kotem..jesli Twój Rudasek lubi bajki...rudy jest kot Philo, rude jest piękne !

PostNapisane: Pon cze 30, 2008 18:33
przez madziaki
znalazłam :lol:

PS. a może by tak dać w pierwszej częsci linka do kontynuacji? Ja dośc długo szukałam

PostNapisane: Pon cze 30, 2008 19:27
przez AniHili
A ja znów podczytuję :) Pisz Caty, pisz..

PostNapisane: Pon cze 30, 2008 22:47
przez PumaIM
caty pisze:
myshka pisze:Znaczę teren , doczytam jutro :wink:

...to myshki też znaczą ? 8O 8O 8O
Nie wiem, jak myshki, ale zwykłe myszki robią to w ten sposób, że siusiają sobie na łapki i roznoszą zapach po okolicy...
madziaki pisze:znalazłam :lol:

PS. a może by tak dać w pierwszej częsci linka do kontynuacji? Ja dośc długo szukałam
Ja szukałam bardzo krótko - weszłam w profil caty, "pokaż wszystkie posty" i od razu było 8)

PostNapisane: Pon cze 30, 2008 23:59
przez caty
...a ja nie umiem dać linka...doopa a nie nowoczesna kobitka ze mnie :( dajta jak umieta

PostNapisane: Wto lip 01, 2008 8:12
przez madziaki
caty pisze:...a ja nie umiem dać linka...doopa a nie nowoczesna kobitka ze mnie :( dajta jak umieta


mówisz i masz :lol: teraz każdy łatwo tu trafi