"Colin ile światła jest w kocie?" Taki miał tytuł wątek w którym Go poznałem.
27 maja 2023 zgasło światło Colina [']['][']
Zgasło po kilkunastu latach życia, w tym 15 które miałem zaszczyt z Nim spędzić. Nie wiemy ile lat miał naprawdę ale w metryczce miał wpisany rok urodzenia 2004. Przyjechał 7 czerwca 2008 roku razem z Natalką[']. Klika dni zabrakło abyśmy obchodzili piętnastą rocznicę naszej znajomości.
Myślę że wielu kociarzy ma tak że jeden kot kradnie ich serce bardziej, jest bardziej wyjątkowy, zajmuje szczególne miejsce. Taki dla mnie był Colin. Wyjątkowy, po prostu Naj... Przez mój dom i serce przewinęło się kilkadziesiąt kotów ale żadne z nich nie miało takiej osobowości jak Colin. Wyjątkowo inteligentny, można by wręcz powiedzieć że rozumieliśmy się bez słów. Siła spokoju i dobroci. Samiec alfa, przywódca stada które w najliczniejszym czasie liczyło 19 futer. Każde z nich Go szanowało, nigdy nikt nie próbował Go przeganiać, odsuwać, wpychać się na Jego miejsce. Brak łapki nie przeszkadzał Mu przybiegać pędem tam gdzie była jakaś awanturka i naprawdę czasem samo Jego pojawienie się powodowało że przestawało lecieć futro. Każdego nowego futrzastego domownika przyjmował przyjaźnie i z żadnym nie wchodził w konflikty.
W moim mikroświecie był tym, kim dla brytyjczyków była Królowa Elżbieta. Wydawało się że był od zawsze, jest i będzie na zawsze. Skończyła się pewna epoka.
Od kilku lat zmagał się z IBD. Niestety leczenie sterydowe przyniosło skutek uboczny w postaci cukrzycy z którą zaczęliśmy walczyć od ponad roku. Jej pierwszym objawem było paradoksalnie dość szybkie chudnięcie. Potem doszły problemy z sercem. Colin był pod opieką endokrynologa i kardiologa. Niestety nie udało się ustabilizować cukrzycy. Jeszcze dwa dni przed odejściem byliśmy na kontroli i kardiolog cieszył się że serduszko tak ładnie się zregenerowało na lekach. Jeszcze tego dnia wieczorem miał dobry apetyt i samopoczucie. A w piątek przyszło załamanie. Nie był w stanie utrzymać się na nogach, nie chciał jeść ani pić, leżał i pojękiwał. Wdrożone leczenie przyniosło bardzo krótką poprawę ale badania wykazały że przestały pracować nerki. Nadszedł moment żeby nie upierać się przy uporczywej terapii i uwolnić Colinka od bólu. W sobotę przed południem po raz ostatni spojrzeliśmy sobie w oczy. Colin zasnął w wiecznym legowisku obok Sokółki i innych kocich przyjaciół na cmentarzu w Koniku.
Dziękuję Dziewczynom ze schroniska w Łodzi za zaufanie i powierzenie mi opieki nad Colinem. Magija, chłopak wrócił pod Twoje skrzydła, zadbaj tam o Niego.
Ostatnie zdjęcie Colinka, sprzed kilku dni przed odejściem
Pozwolę sobie też wkleić tu zdjęcie z Jego wątku, zdjęcie magicznych oczu które mnie zahipnotyzowały.
Do zobaczenia chłopaku