Hahahahaahaha u nas jest dokładnie to samo .
Na szczęście Kapitan zawsze wychodzi cało że swoich zbójeckich zagrywek. Czasem aż jestem w szoku,bo on biega po szkle, wskakuje do gotujących się potraw , wsadza ogonek do ognia ,swiec, fascynuje go iskra w piecyku gazowym, Skacze z wysokości na przedmioty, pląta się w kable,.zawisa na lampkach, włazi do szaf i potem go szukamy gdzie go kto zamknął...
I przy tym wszystkim nadal żyje.
Regularnie pcha się do lodówki i piekarnika. Odpuszcza dopiero jak się nagrzeje do 250 stopni.
A tak wyglądało nasze robienie ciasta w święta ...
Urosło cudnie w misce pod ścierką. Poszłam zachwycona powiedzieć chłopu że nam idzie perfekt i ciasto rośnie aż miło patrzeć. Wchodzimy do kuchni a tam siedzi w misce Piteńka że zmrużonymi oczkami jak cudownie puchate ciepłe ciasto oddaje ciepło w jego tyłeczek
Z nim życie takie jest.
U nas porcelana poszła już na początku jego kadencji. Ogólnie wszystko co było dla mnie cenne to poszło i zostało zabite przez kota.
Nieraz biorę występki Kapitana na siebie, bo już mam wrażenie że tego za dużo.
Ale kotu wybaczy się wszystko.