Coś mi się widzi że post przedstawiający Kapitana nie wyjdzie mi tak jak bym tego chciała,więc chyba muszę krótko i zwięźle.
Najkrótszy i najbardziej adekwatny opis Kapitana to - " można z nim oszaleć"
I to jest najprawdziwsza prawda.
Im więcej czasu upływa tym mniej przestaje sobie wmawiać że to tylko chwilowe i on z tego wyrośnie.
Myślałam że Inka była szalona ale to było nic przy Kapitku.
Wczoraj przyjechaliśmy na wieś.
Normalnie mieszkamy w składzie ja+córa+pies+kot, a Inka i Emi mieazkają u rodziców, ale odkąd zaczęła się wiosna to co jakieś wolne aię nadarzy to zjeżdżamy na wieś i mieszkamy w jednym domku.
Kocice nie są zadowolone z kolejnego kota ale warczą na niego i on ma respekt i schodzi im z drogi więc można powiedzieć że jest w miarę.
Natomiast wczoraj coś się porobiło i Kapitek dostał nerwów, warczał na wszystko i nawet popackał się łapami z Inusią próbując zdetronizować jej kryjówkę w szafie.
Tak ją rozeźlił, że pierwszy raz taką Inusię widziałam. Z płochej i wycofanej koteczki nagle stała się mocarną lwicą idącą pewnym krokiem żeby spuścić gówniakowi manto.
Kapitan najwidoczniej przekroczył jej granice i wyszła z Inusi inna Inusia jakiej jeszcze nie znałam. Dostał łomot po raz pierwszy.
Nie sądzę jednak żeby Kapitanowi to przemówiło do rozumku , bo on robi to co uważa za słuszne i tyle.
Wczorajszy wieczór więc był bardzo nerwowy, a w dodatku Kapitan bez przerwy się drze pod drzwiami, bo uznał że tu się wychodzi na ogród kiedy się chce. Wyszedł zaledwie parę razy na szelkach i już uznał to za jedyny sposób spędzania czasu tu na wsi. I na nic moje tłumaczenia, że jest ulewa i zbliża 21 i musimy iść spać a dopiero jutro coś można uskuteczniać.
Kapitan łatwo się wścieka i doszło do lekkiego apogeum - 3 dni pracowałam po 12 h więc już w mieście był sfrustrowany siedzeniem w domu sam, a potem jak już dzielnie zniósł podróż to się wściekł bo nie dało się spacerkować.
Dziś już od 4 rano uskutecznia wycie pod drzwiami .
Mam nadzieję że to jakoś wszyacy przeżyjemy...
Dzień zapowiada się niezły.