» Sob mar 11, 2023 13:33
Re: Zaloga statku kosmicznego i jej nowy Kapitan.
Dzięki, sytuacja z pracą mnie dołuje niesamowicie.
Przepracowałam w firmie 15 lat i zostałam potraktowana jak śmieć. Powiedziałam sobie, że trudno, że się ogarnę od nowa, poradzę sobie, że może to szansa na coś lepszego. Ale leżę i kwiczę.
Od października starałam się ogarnąć w nowym systemie i dotrwało to do teraz ale naprawdę mnie to przeorało psychicznie. Świadomość, że nagle urywa się mi ciągłość finansowa, na konto nie wpłynie żadna kasa a mam coraz większe potrzeby jest straszna. Przeżywam każdy rachunek, każdą płatność, staram się mieć sprawny system żeby wszystko wychodziło tanio.
Tak naprawdę nie da się, bo ciągle odkładam i przedkładam, rzeczy ważne i ważniejsze.
Nawet w zwierzętach zaczęłam wybierać to które aktualnie potrzebuje najbardziej.
Nie mówię już o swoich potrzebach, bo ciągle na coś odkładam, przez kilka miesięcy składam składam, a potem się okazuje że a to pies musi jechać z zębami, Inka z okiem a Emi znowu na badania.
Emi jest najbardziej otoczona opieką, więc przeważnie reszta zwierząt czeka na swoją kolej bo Emi jest najbardziej chora.
Tak naprawdę powinnam leczyć wszystkich naraz.
Powinnam z Walduchem jechać z zębami, bo nadal jest źle. Po ostatnim przeleczeniu miałam nadzieję, że się to uspokoiło, ale zaczyna się znowu. Wczoraj z kolei coś się działo z jego łapami, być może za sprawą tego że pogoda dopisała i byliśmy na działce i Walduch pobiegał wesoło. Noc mieliśmy z głowy, jęczał , przestawiał się , kopał łapami i chodził w kółko i chciał być masowany. Chodzenie w kółko to od czasu wylewu Waldka specjalność, a można dostać z tym szału bo uderza do obłędu pazurami, co my nazywamy stepowaniem. Tak więc w dzień Kapitan, a w nocy Walduch.
Kapitan na szczęście ochłonął kapkę, ale widać było, że się mój wyjazd na nim odbił.
Jak wróciliśmy i weszłam z psem do domu to starannie nas obwąchał, po czym podszedł do psich łap i z impetem ukąsił psa w udo.
Z taką złością się wbił, że pies zapiszczał boleśnie i uciekł. Kapitan ma tupet i impet i naprawdę potrafi użreć.
Mnie też ugryzł kilka razy. Tylko kapkę w inny sposób, ale widać że szuka w tym rozładowania dla emocji.
Tylko do mnie podchodzi, patrzy mi głęboko w oczy, ja do niego się odzywam miło i łagodnie, wyciągam rękę, on się ociera i nagle CHAPS!. Przeważnie gryzie delikatnie lub częściej liże/ciumka, ale jak się wkurzy to potrafi nawet z tego być krwiak.
Wczoraj rzucił się też na mnie bo... stanęłam przed kalendarzem i wpatrywałam się w daty. Na to Kapitan skoczył na stół, spojrzał na mnie zmrużonymi oczami , uderzył kilka razy ogonem o stół i skoczył mi na rękę niczym rozjuszony pitbull. Tak się wbił że nie mogłam go odczepić, więc w akcie desperacji pacnęłam go w łeb. Odsunął się ode mnie, spojrzał złowrogo i odszedł. Przeszedł miarkę, więc dostał już z tego wszystkiego tabletkę uspokajającą, którą mi kiedyś polecono. To chyba mu pomogło.
W nocy spał na mnie dotykając mnie co chwila łapkami po twarzy. To takie jego " jak mnie kochasz to zwracaj na mnie uwagę cały czas". On musi wiedzieć, że jest ważny, że patrzę na niego. Jak zasypiam to wchodzi na mnie i pierw po mnie przechodzi, podchodzi do twarzy i patrzy mi w oczy z uwielbieniem a potem układa się, ale tak żebyśmy sie dotykali. Najlepiej jak położę na nim rękę lub otoczę go.
Dziś już jest spokojniejszy ale dalej jest przylgnięty do mnie. Musimy cały czas być razem bo inaczej zaczyna miauczeć.
Z nim to się można wykończyć.
Niestety ta akcja mnie znowu zmotywowała do zbierania kasy na behawiorystę.