To przywitam się kimś mądrym i statecznym, czyli Emiśką vel Emilionem
Podczas kiedy emerytki wygrzewają się w otwartych oknach Kapitan szlocha patrząc przez szybę, bo dalej nie zrobiliśmy tej siatki na naszym mieszkaniu.
Co wymyślę to coś staje na przeszkodzie. Nie wspominając o kasie, bo już wszystko co uzbierałam na siatki wydałam na sprawy piewszorzędne czyli wetów
Planowałam zrobić niskim kosztem właśnie z takiej kratki jak mają Emi i Inkas u rodziców ale a to kratki nie ma takiej jakbym chciała wymiar, a to są problemy z łączeniem, a jak już jest większa to oczko jest za duże...łociepanie.
Prędzej bym już chyba balkon przeszklony wybudowała niż tą cholerną siatkę zainstalowała.
Póki co więc wstawiłam kratki w okna uchylne żeby móc wogóle oddychać i nadal walczę z tematem.
A Kapitan walczy ze mną.
Bo on chce wyjść i koniec!
I nie wiem co z tym fantem zrobić, bo on mi nie odpuści.
Jakiś czas temu mi znowu wypadł przez lufcik na korytarz pod workiem ze śmieciami...
Tak bardzo chciał gdzieś pójść, że z zadartym ogonkiem pruł aż udało mu się załapać na uchylone drzwi do piwnicy ( bo ktoś bez przerwy u nas zostawia je otwarte
) i wskoczył tam w tą ciemną otchłań. A ja z nim, im szybciej ja, tym szybciej on. Serce miałam na ramieniu, bo piwnicy nie lubię, ponadto bałam się że gdzieś zakręci i przepadnie, albo co gorsza, przejdzie zamkniętą kratą i będę go szukała po wszystkich 12 klatkach... Na szczęście go dołapałam, ale powiem szczerze, że to najgorsze co mi się dotychczas przydarzyło.
Powiem Wam, że zawsze krytycznie patrzyłam na ludzi którzy gubią swoje zwierzęta i czułam się jakaś doskonalsza szczycąc się tym że moje zwierzęta takie upilnowane, ale on mi zmienia pogląd o 180stopni.
Ja wiedziałam, ze on ma takie skłonności i myślałam, że trzeba po prostu uważać, ale żeby aż tak?
Już wtedy jak wydawałam go na ten taras (co jak niektórzy pamiętają właśnie z powodu braku zabezpieczeń nie doszło do skutku) to byłam PEWNA że on tam zwieje. A tu masz, on zwiewa też mnie....
Nigdy mi żaden kot nie zwiewał aż tak i nie próbował się aż tak wydostać na spacer...
W związku z tym w piątek urządziliśmy sobie wycieczkę, bo okazało się że z nagła moją koleżankę kasują z dotychczasowego miejsca pracy i już nigdy się nie zobaczymy, a ja obiecałam że kiedyś przy okazji wizyty u weta pokażę jej Kapitka bo widziała go jako kocie dopiero przywiezione do mnie. A ponieważ wariat się darł to otwarłam kontenerek, wartiat wskoczył, dostał szelki na grzbiet i poszliśmy.
Na palcach jednej ręki mogę policzyć ile razy był na spacerze a on zachowuje się tak jakby to było jego życie i przeznaczenie od zawsze.
W kontenerku prowadzi obserwacje, a jak już dotarliśmy to wylazł śmiało i był atrakcją dnia , z ludźmi się witał, z pieskiem się powąchał, obcemu chłopu wskoczył na kolana a nawet dostał balon.
To niedobre dziecko jest, ale jakie słodkieeeeee
Po takim wyjściu to on się robi normalnym kotem. Idzie spać o ludzkiej porze tak, że nawet nie wiem gdzie on sypia, bo o 20.00 mi gdzieś znika a pojawia dopiero o 6 rano i jeszcze potrafi iśc dospać jak ja nie wstaję.
Śmieję się że powinnam być podróżnikiem, kupić plecaczek i chodzić na wycieczki z kotem.
Pitek byłby raczej za, ale ja nie wiem czy bym chciała tego klocka nosić.
Tożto wielkie i ciężkie się zrobiło.
I puszków nie je, tylko samo miecho by chciało!
A jeśli chodzi o żwirek to wyczaiłam w Netto za 11 zł z czymś żwirek Cleo, na opakowaniu było że niepylący i starcza na miesiąc (5kg). Kot mi nie kicha, więc to jest najważniejsze.
Wcześniej mieliśmy Bazyl z nanosrebrem, ale 28zł też mnie trochę gryzło a Kapitek kopał w nim niechętnie.
Póki co teraz w kuwecie jest spokój. Od ostatniego posta Kapit nie nasikał nigdzie, chodzi do kuwejtu normalnie i sika normalnie.
Jeśli się nic nie porobi to przy tym zostaniemy.
Wiem też że Rossmann ma jakiś tani żwirek niepylący ale póki co nic nie zmieniam i nie próbuję bo panicznie się boję.
Jak coś będzie na rzeczy się dziać to pożyczę od Emiśki żwir do łapania moczu i złapie, ale na razie oddycham z ulgą.