Strona 1 z 112

Milka, Kropka, Frodo i Sznycek. Prosimy o zamknięcie wątku!

PostNapisane: Czw sty 17, 2008 11:18
przez JoasiaS
Zakładam ten wątek, bo uświadomiłam sobie, że minęły już 3 lata odkąd zaczęła się moja przygoda z kotami. Podczas urlopu porządkowałam zdjęcia moich podopiecznych i dotarło do mnie, że umknęło mi już tak dużo chwil z naszego wspólnego życia... Nie chcę, by kolejne mijały bez śladu. Te ważniejsze postanowiłam odnotowywać w wątku Sznycka, Frodo, Milki i Kropki.

Wszystko zaczęło się od Sznycka. Przybłąkał się w lutym 2005 r. do drzwi drukarni, którą prowadzimy z mężem. Kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy, siedział w paletach przed firmą i usiłował grzać się w słabych promieniach zimowego słońca. Duży czarno-biały kocur z zamkniętymi oczami. Z tych oczu i lewego ucha ciekła paskudna ropa. Ponieważ ani ja, ani mąż nigdy nie mieliśmy zwierząt w domu (nasi rodzice byli nieugięci pod tym względem :evil: ), nie bardzo wiedziałam jak się zachować w takiej sytuacji :roll: . Stan kota wydawał mi się tak opłakany, że byłam pewna, że on przyszedł w te palety po prostu umrzeć...

Wiedziona pierwszym odruchem serca, szybko podjechałam do sklepu i kupiłam kawał wiejskiej kiełbasy (wszak koty piją mleko, jedzą myszy i kiełbasę – na takim poziomie był stan mojej ówczesnej wiedzy o tych zwierzętach :oops: ). Kot pochłaniał podawane mu kawałki w mgnieniu oka. Patrząc na to, zdałam sobie sprawę jak bardzo musiał być głodny... Kiedy wyciągnęłam do niego rękę, miauknął i gwałtownie zaczął się o nią miziać. Pamiętam, że tego pierwszego dnia poprzestałam na nakarmieniu go. Nie miałam pojęcia o bezdomności zwierząt, żyłam w błogim przeświadczeniu, że każdy kot i pies ma swój dom. Byłam przekonana, że on na pewno jest czyjś :? .

Następnego dnia kot znów pojawił się przed naszą drukarnią. Od jednego z pracowników dowiedziałam się, że prawdopodobnie spał w naszym firmowym kontenerze ze śmieciami, bo rano stamtąd wychodził: „tam są papiery, ciepło mu tam”... :? . Tego dnia zadecydowaliśmy z mężem, że to ostatnia noc tego zwierzaka w „ciepłym” śmietniku. Kot dostał jeść – tym razem puszkę KK (ależ byłam z siebie dumna, nakładając mu pełną miseczkę tej karmy!) i dostał zaproszenie do drukarni. Na przekór temu jak wtedy wyglądał, mój Michał nazwał go Sznycel :D . Ku mojej rozpaczy to okropne imię od razu przylgnęło i wskórałam jedynie tyle, że zdrobniłam je na Sznycek.

To pierwsze zdjęcie już NASZEGO kota zrobione dokładnie 28 lutego 2005 roku:
Obrazek

Następnego dnia zaliczyliśmy wizytę u lokalnego weta. Człowiek przemiły, ale jak dziś przypomnę sobie jego” fachowość”, to rozpacz mnie ogarnia – do ucha oridermyl, bo to na pewno świerzb, doustnie jakiś antybiotyk, bo kot przeziębiony, a do przemywania oczu rumianek... :? . Zaczęło się długie, bo kompletnie niefachowe, leczenie.

cdn.

PostNapisane: Czw sty 17, 2008 11:53
przez Myszeńk@
Sznycek, sympatyczne imię ;)

W moim domu rodzinnym zawsze były zwierzęta, głównie koty, u TŻta nigdy, a to właśnie dzięki niemu (no i smykowi) jest u nas maupa Zelda ;)

Czekam na c.d. :)

PostNapisane: Czw sty 17, 2008 14:56
przez azis
Ło jejku, jejku jaki Sznycol biedny...A teraz taki sliczny, wypasiony. :lol: Good job!

PostNapisane: Pt sty 18, 2008 0:06
przez gauka1
No! Nareszcie, Joasiu!
:D

PostNapisane: Pt sty 18, 2008 9:57
przez JoasiaS
Myślę, że Sznycek wrócił do formy głownie dzięki temu, że ma bardzo silny organizm. Wreszcie miał ciepło. Spał w naszym biurze jak zabity całe dnie (nie braliśmy go do domu, bo były to czasy, kiedy bardzo intensywnie pracowaliśmy – spędzaliśmy w firmie praktycznie całe długie dnie, a na każdy weekend wyjeżdżaliśmy, żeby odreagować) . Wymiatał z michy każdą ilość KK, którym go karmiłam z pełnym przekonaniem, że lepszej karmy nie ma na świecie (ach, to bogactwo smaków!). Oczywiście zapijał to mlekiem :roll: .

Muszę przyznać, że zwariowaliśmy z Michałem na jego punkcie :D . Ma z tego okresu mnóstwo zdjęć. Choć wyglądał jak półtora nieszczęścia, dla mnie był absolutnie najpiękniejszym kotem na świecie. Słabość do kocich pingwinów przejawiam zresztą do dziś ;-) :

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Beznadziejnie przedłużające się leczenie Sznycka zmusiło mnie do szukania ratunku w necie. Bo niby ładowaliśmy w ucho przeróżne specyfiki, a ropa jak się lała, tak się lała. I tym sposobem trafiłam na miau.pl. Oczywiście nie muszę pisać jakie miałam oczy czytając np. o kociej diecie 8O .
Dzięki wątkowi „Weci polecani” dowiedziałam się o dr Kwiecińskim w Kielcach. Zabrałam tam Sznycka i nagle leczenie kota nabrało tempa – wymaz z ucha (jak się okazało siedział tam dorodny gronkowiec :? ), antybiogram, lekcja dokładnego czyszczenia ucha z ropy, pokaz jak należy aplikować tam maść z właściwym antybiotykiem. I w miarę szybko nasz Sznycel powrócił do zdrowia :D.
To fotki z wiosny 2005:

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Tej samej wiosny nasz podopieczny zaprezentował nam, jak zachowuje się dorodny kocur, kiedy w wiosennym powietrzu wyczuwa zew natury...

cdn.

Joasia

PostNapisane: Pt sty 18, 2008 11:21
przez Kasia_1991
Pieknie o nim piszesz... :)

czekamy na historie pozostalych futer, bo widze w podpisie preguska i tricolorke :twisted:

PostNapisane: Pt sty 18, 2008 11:35
przez MarciaMuuu
Ale przepiekna historia :)

Sznycek :1luvu:

Czekam z niecierpliwościa na cd.

PostNapisane: Pt sty 18, 2008 13:29
przez gauka1
JoasiaS pisze:Obrazek

No nie Joasiu...tego zdjęcia nie mam :lol:
Chcę mieć z niego tapetę !!!

Kasia_1991 pisze:czekamy na historie pozostalych futer, bo widze w podpisie preguska i tricolorke

Historia jest super - prawdziwe love story :mrgreen:
Pisz, Joasiu...pisz !!!



P.S. Jak tak patrzę na śpiącego snem sprawiedliwego Sznyca przy myszce...
...przypomina mi się mrożąca krew w żyłach historia z biura...
...taaa....kliknij, a zobaczysz kocurrra :twisted: (haha)

PostNapisane: Pt sty 18, 2008 13:34
przez JoasiaS
Jutro coś dodam! :twisted:
Trza się ćwiczyć w cnocie cierpliwości :twisted:

Fotkę Sznyca na tapetę wyślę ci mailem :wink:

Joasia

PostNapisane: Pt sty 18, 2008 13:40
przez hania.k
no fajowo, jakbym czytała ksiażkę "zaczarowane kocie opowieści" :D

PostNapisane: Pt sty 18, 2008 13:41
przez Dorota
Jak piekna historia...

PostNapisane: Pt sty 18, 2008 15:23
przez iwona_35
piękna historia :D i cudne fotki :D

PostNapisane: Sob sty 19, 2008 18:04
przez JoasiaS
W tamtym okresie podczytywałam już w miarę regularnie miau.pl. Długo nie mogła do mnie dotrzeć informacja o potrzebie kastracji :oops: . Wydawało mi się, że to jakiś przeokropny zabieg! Pytałam lokalnego weta, pytałam doktora Kwiecińskiego – każdy mi odradzał kastrację Sznycka: „Skoro swobodnie wychodzi, nie znaczy moczem w biurze (a faktycznie nie znaczył), to po co mu to robić? Jest takim dorodnym kotem! Spadnie niżej w kociej hierarchii! Niech go pani nie okalecza!”. No to nie okaleczałam :? . I dostałam za swoje – wiosną kot zaczął znikać na całe godziny. A ja spędzałam długie wieczory przed drukarnią, nawołując go, żeby zamknąć na noc w cieple. Oczywiście nocne wypady wcale mu nie służyły – przeziębiał się i co chwila zaczynaliśmy antybiotykowe kuracje, które mocno zajęty marcowaniem pacjent regularnie przerywał... I tak zleciało nam do lata...

A latem 2005 roku w okolicach drukarni pojawiła się Ruda. Była młodziutką koteczką, na punkcie której mój Sznycek oszalał. Całe dnie spędzali razem. Nie odstępował jej na krok. Czasem kręcili się przy drukarni, czasem gdzieś na terenie Rudej. Byli nierozłączni:
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

W tym momencie tej historii nie mogę powstrzymać się przed przytoczeniem fragmentu wiersza forumowej Caty pt. „Mój kocur”:

Możesz mi przyprowadzić
swoją znajomą,
tą rudą,
albo buraskę z podwórka,
jak Klaudia Schiffer chudą...
Albo - tą czarno-białą...
(Kto je wszystkie spamięta?)
Ugoszczę je życzliwie,
ba,
nawet wychowam kocięta...

W moim przypadku te słowa wiersza okazały się prorocze... :roll:

cdn.

Joasia

PostNapisane: Sob sty 19, 2008 18:07
przez Dorota
:D

I co dalej?
Pisz, prosze!

PostNapisane: Sob sty 19, 2008 18:19
przez FluszakPluszak
:D
czekamy niecierpliwie na ciąg dalszy..