Emocje opadły więc mogę napisać, jaki horror nam Tocisko zafundował ostatnio
W czwartek podczas sprzątania wymknął się niespodziewanie przez drzwi. Przy drzwiach stał duży czarny worek ze śmieciami, przypuszczam że za nim się schował i czmychnął.
Po około 15-20 od ostatniego otwarcia drzwi zorientowaliśmy się, że nie ma Tocika na widoku. Przejrzeliśmy wszystkie możliwe kryjówki w domu i z przerażeniem stwierdziliśmy, że nigdzie go nie ma. Zajrzałam nawet do pralki, zmywarki i piekarnika...
W te pędy ruszyliśmy na klatkę - od góry do dołu oblecieliśmy 10 pięter. Tocia nadal nie ma. Szybko kapoty na siebie i przeszukanie okolicy. Akurat wracał ze spaceru sąsiad z kotem (tak, z kotem
) - od pół godziny kręcił się przy bloku - z czego 15 min przy naszej klatce - nie widział żadnego innego kota.
No to z powrotem do domu, znów przegląd kryjówek, kolejny raz przejrzeliśmy wszystkie piętra ze strychem i piwnicą. Szybko zrobiłam ogłoszenia ze zdjęciem, porozwieszaliśmy w kilku klatkach przy wejściu i w windzie. Prawie do północy chodziliśmy po okolicy nawołując, pogwizdując (TŻ nauczył koty, że na jedzenie woła je gwiżdżąc).
W piątek rano TŻ wziął urlop na żądanie i co godzinę robił obchód klatki i okolicy. Zamieścił ogłoszenie na FB w grupie osiedlowej. Były dwa sygnały ale fałszywe. Gospodarz bloku obiecał się rozglądać, Wieczorem zapukaliśmy do wszystkich sąsiadów w naszej klatce i sąsiedniej, do której jest przejście górą. Wciąż bez efektu. Karmicielka z naszego bloku też nie widziała żadnego obcego kota.
Znów ruszyliśmy bliżej północy z latarką na przeszukiwanie okolicy. No i lipa... Żadnego śladu.
W sobotę rano daliśmy znać Fleur, od której mamy Tocika. Uzbrojeni w mnóstwo kolejnych pomysłów na poszukiwania daliśmy ogłoszenie na olx, powiesiliśmy też ogłoszenie w sklepie osiedlowym i u naszego weta. Wieczorem poszliśmy dalej po sąsiadach, których nie zastaliśmy wcześniej. Nikt nic nie widział.
Zrezygnowani idziemy, po raz nie wiem który, do piwnicy. Zeszłam po schodkach i zamarłam bo mignęło mi coś ciemnego w korytarzu. Przykucnęłam, poszeleściłam chrupkami, cichutko zawołałam, no i BINGO!!! Nieśmiało, pomalutku podszedł do nas. Z wrażenia zrobiło mi się zimno i gorąco równocześnie. Nie mogliśmy uwierzyć!
Po dwóch dobach Tocinek wrócił do domu zakurzony, zmęczony i głodny. Zasypiał na stojąco prawie. Od razu rzucił się na jedzenie i picie. Potem chodził po mieszkaniu i opowiadał, co mu się przydarzyło. Całą niedzielę odsypiał dwudniowego giganta.
Wieczorem znów stał przy drzwiach gotowy na spotkanie z przygodą
Niedoczekanie
Fleur - dziękujemy za wsparcie i ogrom pomysłów, no i za poświęcony czas
ps. Ale się zintegrowaliśmy z sąsiadami
Okazało się, że wielu z nich ma zwierzaki w domu. W jednym spotkaliśmy młodszą kopię Tocia w damskiej wersji