Jana pisze:Blue - facet zataił upadek Władzia... Powiedział o chorobie, ale nie wspomniał co się stało przedtem (dość ważny trop przy diagnozowaniu / leczeniu, nie sądzisz?).
W ktorym momencie zatail?
Pytam sie nie zlosliwie, po prostu nie wiem.
Przeciez polecial z kotem do jakiejs lecznicy zaraz po upadku, tam stwierdzili ze nic sie nie stalo.
Kilka dni pozniej stan kota sie mocno zalamal, facet polecial do innej lecznicy i powiedzial ze kot wypadl z okna. To bylo w karcie.
Ze Wam nie powiedzial?
Pewnie nie powiazal, nie bylo czasu, byl roztrzesiony, duzo sie dzialo, byl w ogole czas pogadac? Przeciez wet mial w karcie informacje wiec przy wecie tez nie bylo powodu by o tym caly czas mowic.
A wczesniej po wypadku - przeciez wedlug weta nie bylo komplikacji.
Trudno zeby kazdy adoptujacy koty dzwonil z kazda sprawa do osoby od ktorej kota wzial.
Zrobil glupote lub sie zagapil (jesli to jego pierwszy kot mogl naprawde nie przewidziec szybkosci, zdolnosci lub mozliwosci kota). Wedlug weta - nic sie kotu nie stalo. Ciezko mi faceta potepiac ze nie zadzwonil z taka informacja. Sama bym nie zadzwonila.
I z reka na sercu - osoby od ktorych wzielam jakies koty - bo tez mam kilka adoptowanych przeciez - takze o pewnych rzeczach nie wiedza.
Np. o tym ze nasza Skierka pierwszego dnia u nas, majac dwa miesiace wleciala po drzewku na szafe i spadla z niej.
Przyznaje sie teraz bez bicia
Przyro mi sie robi jak czytam ze facet swiadomie adoptowal kota, przeszedl przez cala procedure adopcyjna, dobrze sie nim opiekowal, gdy ten mial wypadek a potem zachorowal - wtedy walczyl o niego naprawde z poswieceniem, zawiadomil o tym fakcie osobe od ktorej kota wzial (nie musial tego robic i po przeczytaniu jego historii to az strach by mi bylo dzwonic gdybym tez kota od kogos adoptowala) - no i na sam koniec odebrano mu chore zwierze.
Nie znam faceta - moze to idiota, kretyn - ale jesli normalny (? ilu normalnych facetow tak sie zachowuje?) facet ktory popelnil blad z tym oknem - to nie chce myslec co teraz czuje