Wczoraj wracałam do domu z duszą na ramieniu - ale wszystko stało na swoim miejscu, Norka jak zwykle wybiegła na korytarz sprawdzić co tam słychać, Mika siedziała w koszu, a Miś pod łóżkiem. Zawołałam go "Miś, Miś chodź", wyszedł ostrożnie, unosząc lewą przednią łapkę i lekko ją zaginając jakby chciał złożyć ukłon (zauważyłam, że tak robi kiedy się boi). Pewnie mu obie dziewczyny kota (pardon) popędziły. Ale widzę, że dziewczyny odtajały, więc postanowiłam zachęcić je do zabawy (z moim czynnym udziałem, najczęściej na czworakach). I stał się cud - Norka z Miśkiem ganiali myszki, piłeczki i sznurki, Mika z miną wyniosłą patrzyła na to z góry, tylko kiedy młody za bardzo się zapędził warknęła i pacnęła go łapą (ale tak, żeby nie trafić). Norce zdarza się jeszcze i zasyczeć (nawet na mnie), ale raczej proforma (żeby nie myślał, że jest taka łatwa). Drugie miłe zaskoczenie - przy rzucaniu piłeczek i myszek dziewczynom musiałam sama je przynieść, żeby rzucić kolejny raz.
Miś przynosi je w pyszczku!!!. Norolla jak zwykle ułożyła się na gazecie, którą usiłowałam przeczytać, a Miś na parapecie w kuchni, a potem władował się koszyka i wywracał się w nim do góry brzuchem. Wieczorem znowu trochę było prychania, ale noc była spokojna do 5 rano, ale trochę warkotów było. No i najważniejsze, Misiek i Norolla zaczęłył normalnie jeść (tzn. Norcia wyłącznie wołowinę, a Misiek podobno je wszystko, nawet rzodkiewki).
Wet zasugerował żeby Misia najpierw zaszczepić i wykastrować za 2 tygodnie, kiedy będzie miał przynajmniej 7 miesięcy. Oznacza to nieustanną czujność - gdyby Mi-Norce akurat chęć przyszła na amory, trzeba będzie ich rozdzielić albo spróbować tej metody Gragi z patyczkiem (wet mówił, że rzadko ją stosuje, żeby ludzie nie gadali że lekarz zabawia się z kotkami..
). Ja tam nie będę miała oporów i jak Mi-Norka zacznie dupcię wypinać, lecę do weta, niech jej wywoła owulację (ja się nie odważę). Uff, no to całkiem nieźle jak na razie, prawda?
W każdym razie jutro idziemy z wizytą do pana doktora i na szczepienie.