Od 4 października mieszka z nami Małykot vel Lejek. Ktoś zrobił mu wydarzenie na fb, że grupa małych bezdomniaków w Łodzi szuka domów przed zimą i rozpoczęciem budowy w miejscu ich bytowania. Z ekranu spojrzał na mnie gremlinowaty wypłoch, który mówił:
ej, tu jestem, w nocy robi sie już zimno, macie po mnie przyjechać.
No to M pojechał.
Przywiózł małe, chude, zarobaczone po uszy i trochę kichające i wystrachane kociątko, mniejsze niż myśleliśmy, że jest. Każdy nasz kot dostaje imię według chrakteryzujących go cech, tak też Małykot dostał imię Lejek
Przestał już lać na kanapę i fotele, ale nie mam jeszcze odwagi - bo dopiero wychodzę z praniem na prostą - sprawdzić, czy już nie leje na pościel... Tak więc Lejek noce spędza w łazience.
Dziewczyny obrażone, nadal na niego syczą. Cykorowi to już taka niechętna rezerwa do przybysza raczej zostanie, mam nadzieję, że Klops się jednak przekona do nowego towarzysza życia. Bo to m.in dla niej go wzięliśmy - po śmierci Gremka została sama
Sama je, sama śpi, nie ma się do kogo przytulić, zaczęła sobie wylizywać brzuszek. Parę razy przelotem w czasie wąchania malca polizała go po uszkach, ale zaraz potem go ofukała.
Lejek całkiem się już oswoił, chętnie daje się głaskać, mruczy i ugniata. Dzieci się nie boi, nawet takich głośnych jak moje.
No i tak, dokociliśmy się, życie płynie dalej.