» Śro sie 01, 2007 22:29
Wyliczanka – rymowanka – opowieść dla Sylwii K.
... po czym Bóg im błogosławił mówiąc
„bądzcie płodni i rozmnażajcie się”...
- Jestem flejtuch, syn gnojarza, tak mi tata wciąż powtarza...- rozlega się za oknem i nie mogę spać. Mój brat wstaje chyba równo ze słońcem, zabiera piłkę i idzie na podwórko, gdzie obija ja o ścianę i śpiewa sobie głośno.
Kiedy śpiewa – to znaczy, że nie ma taty , że tata albo jeszcze nie przyszedł, albo już wyszedł. Strach pomyśleć, co by było, gdyby usłyszał, co mój brat śpiewa.
Ale przecież w tej wyliczance nie ma nic niezgodnego z prawdą. Tata nazywa Michała flejtuchem, a mamę - gnojarzem.
Mama robi wszystko, żeby Michał nie był flejtuchem.
Ma sto pomysłów na biedę.
Bo w naszym domu oprócz nas i Randolfa, mieszka Bieda. Bieda raz nie ma twarzy, a raz wygląda zupełnie tak, jak tata.
A Randolf to pies. Jest już bardzo stary i czasami nie może się podnieść, bo mu cierpną tylne łapy. Wtedy mama mu pomaga. To może trochę nieładnie wygląda, ale podnosi go za ogon
Randolf to rozumie i nie gryzie mamy, chociaż pewnie nie jest to dla niego miłe. Więc to jest sposób mamy na łapy Randolfa.
Żebyśmy Michał i ja nie byli flejtuchami Mama wymyśliła sposób na ciepłą wodę. Któregoś dnia zauważyła, że nasz kot, Borsuk, wyleguje się na balkonie pomimo, że deski prawie zupełnie przegniły. Borsuk znalazł sobie miejsce na tych, które były jeszcze w porządku i na drugi dzień mama położyła na tych deskach butelki po napojach pełne zimnej wody. Butelki przeleżały na balkonie cały dzień, a Borsuk na nich.
A wieczorem mieliśmy mnóstwo ciepłej wody, tak ciepłej, że kiedy myłam sobie głowę, mama musiała dolać zimnej prosto z kranu.
Bieda piszczy, bo boi się naszej mamy.
„Bieda piszczy” mówi sąsiadka, która codziennie robi pranie w automatycznej pralce. No to jeśli piszczy – to na pewno ze strachu. Bo moja mama robi wszystko, aby biedzie odpłacić pięknym za nadobne.
Po pierwsze – mama wzięła Randolfa, chociaż bieda wcale się na to nie zgadzała. Ale gdyby nie mam, Randolf trafiłby do schroniska, bo w jego dawnym domu nikt nie miał czasu, żeby brać go na spacery. Gdy mama przyszła do domu z Randolfem bieda zrobiła straszliwa awanturę i na złość zabrała prąd i wodę, a potem poszła na wódkę z tatą.
Taka to ta bieda, mściwa i głupia. Bo gdyby pomyślała mądrze, to by doszła do wniosku, że Randolf mógłby pilnować żeby nikt jej nie ukradł.
Ale kto by tam chciał kraść biedę, no kto. Chyba głupi jakiś.
Po drugie – chociaż biedzie to się też nie podobało – jezdziliśmy, Michał i ja, na szkolne wycieczki.
A na wycieczce w Warszawie Michała koledzy potrzymali za nogi i wyłowił z fontanny pięć złotych !
O tym jednak bieda się nie dowiedziała, bo to było poza domem.
Po trzecie – kiedy bieda zakręciła gaz to mama przyniosła skądś prawdziwą turystyczną kuchenkę i powiedziała, że zrobimy sobie biwak.
I od dwu miesięcy biwakujemy w kuchni , a bieda zębami zgrzyta, bo nic nam nie może zrobić.
A jak któregoś dnia mama przyniosła do domu krzesło z oparciem i siedzieliśmy na nim na zmianę, to bieda dostała szału i zabrała nam stół. Że niby ten stół to jest jej, znaczy się , biedy.
Poczekaj, poczekaj, biedo, mamie ktoś obiecał stolik ...
Nie wygrasz ty z nami.
Więc bieda rozgniewała się i poszła na dół, żeby mieszkać z tatą. Pewnie sobie tam razem wódkę piją – bo tata pracuje i na wódkę ma, a bieda na usługach taty jest. Jak nam tata chce dokuczyć to woła biedę i wpuszcza ją na piętro...
Leżę i słucham jak piłka odbija się od ściany.
- Jes-tem ! Flejtu-tuch ! Syngno ! Jarza ! Takmi ! Tata !Wciążpow ! Tarza !
Naciągam kołdrę na głowę, ale wierszyk już wlazł tam za mną. „ A kto ja jestem ” pytam siebie samej. Borsuk leży na kołdrze i mruczy. I dlatego ciepło mi w stopy. Ale daj Boże, żeby wychylić nogi spod kołdry i oprzeć je na srebrnym futrze Borsuka. Kocisko zaraz chwyta zębami i złości się. Bo Borsuk też już ma swoje lata i jak jest zmiana pogody, to ma humory.
Bieda Borsuka nie lubi, oj, nie lubi. Może nawet bardziej niż mojej mamy.
Bo Borsuk sobie zawsze cos do zjedzenia znajdzie i ciepłej wody nie potrzebuje, żeby się umyć...
Sąsiadka zawsze postawi na parapecie miseczkę z jedzeniem i Borsuk z nas czworga jest najlepiej odżywiony. Futro ma gęste i błyszczące , sztywne wąsy i ostre pazury.
Ja to chudzielec jestem. Wszystko na mnie wisi , a stanik to pewnie numer wklęsły jeden.
Zanim bieda wprowadziła się na piętro wyglądałam prawie tak samo ładnie jak Borsuk. Włosy mi błyszczały i nie łamały się paznokcie.
Na szczęście bieda nie dobrała się do półek z książkami, bo książek dla dzieci bieda nie czyta. Wiem, że zabrała parę albumów, ale to było wszystko.
Jak jestem głodna , to biorę książkę i czytam. Tylko wybieram taką, żeby jak najmniej było o jedzeniu.
Nie wiem, która jest godzina. W wakacje nie patrzę na zegarek. Kiedy mama wstanie będziemy obie walczyć z biedą. Mama pójdzie na bazar po skrawki dla Randolfa, a pani Stasia z mięsnego znowu da więcej, niż by się należało.
Ja przygotuję butelki i ułożę je na balkonie, bardzo ostrożnie, bo nieuważny krok grozi , że spadnę na dół, do taty. Jak słońce mocno przygrzeje, to może wykapię się w południe i jeszcze zdążymy nagrzać wodę na wieczór.
Kiedyś sąsiadka powiedziała, żebym wzięła ręcznik i mydło i przyszła się do niej wykąpać, ale jak weszłam do łazienki to się przestraszyłam, że coś zepsuję i tylko umyłam twarz i ręce.
I więcej nie poszłam, bo podsłuchałam, jak mówi do swojej córki, że brudas brudasem pozostanie...
Borsukowi to dobrze – on językiem się umyje, nic się nie zepsuje, i wcale bnie wygląda na biednego kota.
Piłka wali o ścianę tak mocno, że aż oddaje echo.
Wołam do Michała, żeby przestał, ale jemu ani w głowie. Powoli przestaje mi się chcieć spać. A szkoda, bo tak fajnie mi się śniło.
Że w pokoju stał segment i wielki fotel, a obok fotela ława. A na ławie bułka z szynką i kubek gorącego kakao. I właśnie jak wyciągałam rękę po tę bułkę, to Michał musiał uderzyć piłką o ścianę...
Tylko mi w brzuchu zaburczało...
Otwieram okno. Widzę czerwoną koszulkę Michał i widzę jak Randolf sika pod drzewem. W zeszłym roku sikał jak dorosły pies, a teraz kuca jak szczeniak.
Ojciec sąsiadki jest taki stary jak Randolf i sika do pampersa, więc pewnie ludzie starzeją się tak samo jak psy.
- Jes –te-te-tem flejtu-tu-tuch – śpiewa piłka, a środkiem chodnika idzie sobie tata.
Razem z nim bieda, idzie, chwieje się na nogach i chichocze.
- Syn twój to jakaś poeta – woła bieda i potrząsa blond włosami. Pewnie wylazła z solarium, bo jest spalona na brąz , jak Indianka.
Tata wchodzi do ogrodu i przekręca klucz w drzwiach. Słyszę jak razem z biedą przesuwają coś na dole, jak dzwięczy szkło.
- Ty, powiedz mu niech się zamknie – prosi bieda, a tata wychodzi przed dom.
Piłka szerokim łukiem frunie w powietrze, w nieznane.
Michał siada na trawie i zaczyna beczeć.
Ręka ojca z głośnym klaśnięciem ląduje na twarzy Michała, trafia w nos.
Zbiegam na dół , obejmuję chude ramiona brata. Na czerwonej koszulce nie widać krwi tylko ciemne plamy, za to moja piżama to już nadaje się do prania.
Wiem, że Michałowi ta krew będzie długo ciekła, bo on ma jakieś kłopoty. Posiedzimy sobie razem, bo już słońce przygrzewa.
Tata z biedą wynieśli się do siebie i włączyli radio, a ja kołyszę w ramionach mojego brata, jakby to było moje dziecko.
- Nie płacz – mówię. – Poszukam ci tej piłki.
Michał kiwa głową.
A tu nagle Borsuk skacze z gałęzi orzecha na balkon i lecą na wszystkie strony deski i butelki.
- Ty szmato ty – słychać jak tata krzyczy do mamy. Michał kuli się w moich objęciach jak pisklę.
Tata awanturuje się, ale drzwi są zamknięte na zamek, dobre, solidne drzwi, bronią dostępu do naszego świata.
- Jestem flądra, córka szmaty, nienawidzę swego taty – szepcę do ucha Michałowi, a Michał się uśmiecha.
Jest niedziela. Godzina ósma rano, a tyle już się zdążyło wydarzyć...
EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!