Dzięki temu forum uwierzyłam rok temu, że niemożliwe jest możliwe
I teraz już troszkę wierzę, że się uda.
Bardzo szukam domku, choćby domku tymczasowego dla przyjaciela Tygrysia, tyle osób tak dobrze mu tu życzyło
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=38 ... sc&start=0
Tygrys miał dwóch przyjaciół - Ulubieńca i ....Tygryska. Tak jakoś mało orginalnie zostało
- Tygryś i Tygrysek
Od wakacji opiekę nad grupką Tygryska przejęła druga opiekunka. Ja dokociłam się ponad wszelki plan, a przy pozostałych innych ulicznikach, gdzie jestem jedyną karmicielką - nie było mnie stać finansowo na 100 % załogi. Zatem uzgodniłyśmy z tą Panią, że okresowo ona przejmie opiekę nad nimi. Prosiłam, zeby w razie jakichkolwiek problemów Pani ta kontaktowała się ze mną.
Tydzień temu zadzwoniła - okazało się, że Tygrysek jest od początku stycznia w lecznicy na Kosciuszki. Pojechałam do niego i nie poznałam go.
Półślepe, zwinięte futerko wciśnięte w kąt klatki.
Najgorsze jest to, że nie widzi na jedno oczko, o czym nawet mi Karmicielka nie wspomniała. Kociak miał koci katar i odświerzbowe zapalenie skóry. Jest już wyleczony. Nie zarazi innych kotów.
Przed nim wizyta u okulisty. Nie dałam rady wziaść go w ciągu tego tyg. do weta. Mam w domu koci szpital, a Karmicielka sama nie chce pojechać. Niemniej - może z pomoca miki - trafi do naszego wrocławskiego Kiełbowicza, okulista musi to oko zobaczyć. Wg mnie - ale żaden ze mnie okulistyczny autorytet - ma rozerwaną rogówkę.
Tyle medycznej relacji.
Mam teraz ( okresowo mam nadzieję ) 16 kotów i choć serducho mi pęka, nie mogę mu pomóc. I to nawet nie o ilość chodzi, tylko o to, że moje kocury go dopadną, a nie mam mozliwości oddzielenia go od nich.
Karmicielka chce wypuścić go na ulicę. To wyrok dla niego - on nie widzi, prędzej czy póżniej zabije go samochód, albo rozszarpie pies.
A nadto do piwnicy, w której mieszka, czas jakis temu przygarnął sie olbrzymi dziki kocur - bardzo bije Tygrysia. Tygryś jest drobniutki i strasznie się go boi. Myślę, że to oko to może być wynik jego ataków.
Znam Tygryska od urodzenia - on jeden z całego rodzeństwa pozostał na ulicy. To młody kot - ma 2,5 roku. Tyle już przeszedł. Pamiętam go jak szalał z listkami, było w nim tyle radości.
Potem wyrzucono go wraz z rodzinką z piwicy.
Jego mama zamieszkała u mnie, siostra i brat zginęli pod kołami. Jego ukochanego brata - bardzo wówczas chorego, wzięłam z ulicy. Przygarnęła go znajoma, nie mogła wziąść dwóch.
Jak on wtedy strasznie płakał, nigdy nie widziałam, zeby kot tak rozpaczał.
Został sam.
Przeniósł się do piwnicy obok, tam, gdzie mieszkał Tygryś. Tygryś i Ulubieniec przygarnęli go i uznali za swego.
Zaprzyjaźnił się z pewną koteczką. Byli nierozłączni i TYgrysek znów poczuł się bezpieczny. Pewnego dnia koteczka nagle zaginęła, w tym samym czasie zaginęły też dwa wychodzące domowe, a Tygryś był tak przerażony, że od dnia zaginiecia koteczki przez tydzień nie wychodził z piwnicy.
Nie wiem, co wówczas widział, ale od tamtego czasu przestał być radosnym kotem. Nie szukał nawet swojej towarzyszki, jakoś tak zapadł się w siebie.
W piwnicy w tym tez czasie pojawił się wielki, zagłodzony, dziki kocur.
Upodobał sobie Tygryska do bicia. Rano mieszkająca w tych blokach karmicielka znajdowała w piwnicy ślady krwi i kłaczki, takie jak Tygryska.
I Tygrysek zaczął chorować, bo bojąc nocować w piwnicy - spał pod samochodami.
Już wtedy prosiłam drugą Karmicielkę o wzięcie go do siebie. U mnie banda rozrosła się tak, ze nie miałam jak to zrobić. Niestety, gł z uwagi na swojego starego kota uznała, że jest to niemożliwe.
Zaczynam więc szukać mu domku, zwróciłam się też o pomoc do wrocł. kociego życia, pojawiają się tam domki i stałe, i tymczasowe. Tylko kto da szansę ulicznikowi.
Teraz Tygrysek to szare futerko, zupełnie bezsilne wobec dopadającego go za każdym razem losu.
To łagodny kot, tym bardziej teraz, kaleki, nie da sobie rady.
Potrafi bardzo przywiązać się do człowieka, tylko, czy będzie miał dany ten cud.
Czemu tak jest, ze jednym sam puch się sypie pod łapki, a innym tylko mrok.