Z pamiętniczka karmicielki

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw paź 12, 2006 7:56

hi hi, jakbym czytala o nocnych przygodach swojej wlasnej prywatnej mamy :wink:

pozdrawiam :D
Nie wiadomo dlaczego wszyscy mówią do kotów „ty”, choć jako żywo żaden kot nigdy z nikim nie pił bruderszaftu.

Obrazek

jojo

 
Posty: 11799
Od: Pon kwi 26, 2004 19:52
Lokalizacja: Katowice

Post » Pt paź 13, 2006 14:48

Jolu jak dobrze, że to piszesz.
Trochę mi na forum brakowało czegoś takiego.
Piszemy z reguły rzeczowo, konkretnie o złapanych kotach, o sterylkach, chorobach, problemach. Na „szarą” codzienność, nieustanne zmagania się z zakupami, szykowaniem, zmywaniem, skradaniem się, wyczekiwaniem z niepokojem na koty, nocnymi powrotami, z reguły nie ma czasu i siły. A jednak czy nasze nocne życie jest szare? Dokładnie przeciwnie. Nie jedną książkę mogłabym napisać z tych moich nocnych eskapad od lat ........ nie pamiętam już ilu.
Podobnie jak Ty, wymykam się ukradkiem z torbami. Obchód zajmuje mi od 1,5 do 3 godzin, rewir nie mały. A nieraz trzeba kilka kółek zrobić bo z psami jeszcze chodzą, bo jakaś młodzież na rogu balanguje i po kotach ani śladu, bo ktoś zaparkował po okienkiem piwnicznymi i dostępu nie ma.
Poznałam chyba wszystkich okolicznych nurków śmietnikowych. Niektórzy bardzo usłużni „może pani latatką poświecić”, „a ta puszeczka jak nie potrzebna, to ja zabiorę”. Miejscowych meneli już dawno przestałam się bać. Nawet pomóc w czymś potrafią, zwłaszcza jak i dla ich psów coś z torby wygrzebię. Okoliczne nocne dzieci (a takich tu dużo, zwłaszcza w wakacje w nocy w podchody się bawią), już przestały wołać za mną „kociara, kociara”. Kiedyś im powiedziałam, że jak chcą mnie podrażnić to niech wymyślą coś bardziej oryginalnego, bo przecież ja jestem naprawdę kociara. Ale jak wielka była moja satysfakcja, jak jeden z chłopaków kiedyś zapytał mnie czy mogę jego rudzielca wykastrować bo strasznie w domu śmierdzi. Potem po drodze od o weta poszliśmy na lody (choć pewnie podrostek wolał by piwo) pogawędziliśmy o sobie „o życiu” Całkiem miły dzieciak się okazał.
Ochroniarze okolicznych apartamentowców w kamerach mnie namierzają „pani to już dzisiaj trzeci raz tu przechodzi, kotki pouciekały?” . Chłopaki nudzą się na służbie, czasem nawet miło zagadają. Odkąd powstały te domy na miejscu bazaru znacznie bezpieczniej się czuję w tamtym rejonie. Miewałam i spotkania z policją czy strażą miejską np. nagle oświetlona reflektorem gdy z klatką-łapką czatowałam w krzakach czy ciemnym kącie stawiałam jedzenie. Chyba jednak na menelkę nie wyglądam, bo najczęściej było to zainteresowanie czy jakaś pomoc nie potrzebna.
Wracam z obchodu często wyczerpana fizycznie i emocjonalnie. Z zazdrością patrzę na okna mijanych domów. W większości ciemno. Śpią już ludki w ciepełku. Gdzie indziej rozbłyska światło telewizora, jakiś filmik leci. A jednak jestem zadowolona. Obowiązek spełniony, brzuszki napełnione. I rekompensuje mi to zmęczeni, często przemarznięcie, przemoczenie, bo wiem, że im gorsza pogoda, tym bardziej mnie te koty potrzebują. A i jeże, i kuny, i nie wiem jakie jeszcze istotki z tej stołówki korzystają.

A jeśli pozwolisz Jolu, to w Twoim wątku opiszę moją przygodę z dreszczykiem z ubiegłego tygodnia. Dreszczyk z powodu pająków................ brrrrrrr.
Karmiąc na jednym z podwórek usłyszałam rozpaczliwe wołania kociaka. (To od kotku, którą od roku próbuję bezskutecznie złapać do sterylki.)
Dochodził z pobliskiej komórki, nie otwieranej chyba od wielu lat. Kociak wpadł do środka dziurą w dachu. Nie zastanawiając się długo przystąpiłam do forsowania drzwi, podpartych jakimiś belkami. Drzwi puściły a właściwie prawie rozpadły się, a ja wpadłam „z impetem w głąb” i poza faktem, że „widzę ciemność”, to poczułam jak coś oplata mi twarz i ciało, a za chwilę to coś zaczęło się ruszać, po mnie chodzić. Zaczęłam rozpaczliwie machać łapami i wierzgać, a wtedy spróchniała deska daszku zerwała się całkiem, przyłożyła mi w łeb, na który posypał się kilkuletni kurz, sterta liści, patyków itp. Kociak ze strachu darł się jeszcze głośniej, a że komórka malutka, szybko wymacałam go w samym rogu, nawet nie prychnął. Razem z kociakiem wypadłam z pomieszczenia jak oparzona i świetle latarni zobaczyłam, że mam na sobie sieć sczerniałej, brudnej pajęczyny ze zdechłymi robalami a kilka żywych, wielkich, czarnych pająków łaziło po ubraniu. Myślałam, że zemdleję z obrzydzenia. Nie wiem jak to możliwe, że nie krzyczałam. Do tej pory dreszcze mi przelatują po plecach. Mały wylądował w zamykanym koszyczku, w którym noszę jedzenie i biegiem do domu, a to niezły kawałek drogi. Gdyby ktoś mnie wtedy zobaczył, pewnie zmykałby by szybciej niż ja. Upiór chyba wygląda lepiej. Patyki i liście we włosach, umazana na czarno (chyba kiedyś tam trzymano węgiel).
W domu wlazłam pod prysznic w ubraniu. I dobrze, bo kazało się iż przy okazji złapałam jakieś pchły. Pralka w ruch i wzięłam się za kociaka. Po odpchleniu, odrobaczeniu i posiłku mały zasnął słodko. A ja zasnęłam dopiero po solidnym drinku, po którym spałam równie słodko jak mały bo rano zaspałam. A żeby dojechać do pracy do Piaseczna, normalnie wstaję po 5-tej rano.
Nie cierpię pająków.

Jolu, czekam na dalsze Twoje relacje i pozdrawiam.
Los bowiem synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt; los ich jest jeden: jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego, i oddech życia ten sam. W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt.
(Biblia, Księga Koheleta 3/19)

Prakseda

 
Posty: 8148
Od: Czw cze 16, 2005 10:35
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Nie paź 15, 2006 17:06

“Świetna” przygoda, Praksedo :lol:
Wiem, wtedy nie było Ci przyjemnie... ale z perspektywy czasu i domowych pieleszy takie wypadki na szczęście wyglądają inaczej.
Dziękuję Ci za umieszczenie jej w tym wątku, bo tym samym wyręczyłaś mnie w napisaniu kolejnego odcinka :wink: – u mnie teraz krucho z czasem. A że przygody podobne... Nawet nie sądziłam, że tak bardzo.

Wiedziałam, że nie ja jedna w kraju wykradam sie nocą we wiadomym celu, ale nie myślałam, że moje przeżycia są aż tak typowe dla naszego “gatunku”; sądząc z Waszych wpisów – poniekąd nawet reprezentatywne. Że pisząc ten wątek, będę przemawiać głosem wielu karmicieli :wink: Obawiam się teraz, że nie udźwignę takiej odpowiedzialności...

Z drugiej strony - to miłe, że więcej osób się z tym identyfikuje, a mnie, traktowanej jako podmiot zbiorowy, łatwiej będzie pisać o sobie. Miałam dużo obiekcji odnośnie takiego wątku, gdyż nie lubię eksponować własnej osoby, a w tego typu relacji jest to raczej trudne do uniknięcia.

Prakseda pisze:Poznałam chyba wszystkich okolicznych nurków śmietnikowych. (...) Miejscowych meneli już dawno przestałam się bać. (...) Ochroniarze okolicznych apartamentowców w kamerach mnie namierzają


O, tu się jednak różnimy. Ja zaliczam niewiele bliskich spotkań trzeciego stopnia, to jednak kameralne uzdrowisko, mało rdzennych mieszkańców, raczej spokojnie. I to sobie chwalę. Latem jest gorzej, zwłaszcza w ciepłe weekendy, dużo napływowego elementu, knajpy pracują na pełnych obrotach, atmosfera festynu przeciągająca się do późna w nocy. Wtedy wychodzę jak najpóźniej, a i tak róznie bywa...


Pamiętniczek ledwo raczkuje, a już muszę go zaniedbać - obok paru innych rzeczy szykuję się do stawienia przed Obliczem Samego W. Sz. Orzecznika ZUS (jestem jeszcze na zasiłku chorobowym) i to zaprząta teraz całkowicie mój umysł, czas i nerwy. Muszę się dobrze przygotować do tak wielkiego i prawdopodobnie brzemiennego w skutki dla mnie i kotów Wydarzenia.

Wszelkie zastępstwo w tym czasie mile widziane...


---

jola.goc

 
Posty: 1738
Od: Śro mar 31, 2004 13:25
Lokalizacja: dolny Górny Śląsk

Post » Nie paź 15, 2006 23:37

Jola-pamiętnik cudny!Nie mogę doczekać się kolejnego odcinka :)
Ja też dokarmiam koty.Jednak nie regularnie tylko jak np. pójde do sklepu zostanie mi trochę grosza to wtedy kupie puszkę lub saszetkę i kotkimają wyżerkę. :) Pozdr.
Obrazek

Lisica

 
Posty: 23
Od: Sob wrz 16, 2006 20:29
Lokalizacja: Kraków

Post » Pon paź 16, 2006 9:45

Jolu, trzymam za pomyślne "wystąpienie" przed orzecznikiem. To nic przyjemnego.
Na dalsze odcinki poczekamy cierpliwie.

Szkoda by było, gdyby wątek miał upaść. Może inni coś napiszą skoro przyzwalasz.
Każdy ma jakies swoje przeżycia zwiążane z karmieniem kotów. Niekŧórzy, niestety bardzo przykre. Moja znajoma np została napadnięta i dotkliwie pobita.
Mnie kiedyś baba (tylko) groziła, że z okna wrzątkiem poleje razem z kotami. Ale nie dałam się, znalazłam inne dojście do kotów.

Losy kociarzy układją sie różnie, ale mimo wszystko róbmy swoje. Koty na nas czekają z nadzieją, że dziś znowu przyjdziemy.
Los bowiem synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt; los ich jest jeden: jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego, i oddech życia ten sam. W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt.
(Biblia, Księga Koheleta 3/19)

Prakseda

 
Posty: 8148
Od: Czw cze 16, 2005 10:35
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Śro paź 18, 2006 10:01

Co nowego u karmicielek ??
Obrazek

carmella

 
Posty: 15616
Od: Nie lut 29, 2004 14:46
Lokalizacja: Podbeskidzie

Post » Śro paź 18, 2006 10:13

carmella pisze:Co nowego u karmicielek ??


Carmella a Ty albo Jola, nic nie napiszecie?
Los bowiem synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt; los ich jest jeden: jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego, i oddech życia ten sam. W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt.
(Biblia, Księga Koheleta 3/19)

Prakseda

 
Posty: 8148
Od: Czw cze 16, 2005 10:35
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Śro paź 18, 2006 10:17

Myślę, że Jola napisze - wczoraj miala ciężki dzien. Z racji braku samochodu i miejsca zamieszkania wyprawa do Pana Orzecznika była dość cięzka - szczególnie pod względem logistycznym (przesiadki i oczekiwania na połączenia).
Obrazek

carmella

 
Posty: 15616
Od: Nie lut 29, 2004 14:46
Lokalizacja: Podbeskidzie

Post » Nie paź 22, 2006 18:06

Myślę,że wiele osób czeka z niecierpliwością na dalsze odcinki tej opowieści Joli...
Czyta się wspaniale i PODZIWIA.
Ten podziw trudno wyrazić słowami. Dla Joli, dla Praksedy....
Obrazek Obrazek

anita5

 
Posty: 22470
Od: Sob cze 18, 2005 16:48
Lokalizacja: Śląsk

Post » Pon paź 23, 2006 19:06

Jolka, Jolka............ gdzie jesteś?
Czekamy na odcinki.
Los bowiem synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt; los ich jest jeden: jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego, i oddech życia ten sam. W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt.
(Biblia, Księga Koheleta 3/19)

Prakseda

 
Posty: 8148
Od: Czw cze 16, 2005 10:35
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Pon paź 23, 2006 19:18

Jolu, pisz, pisz...
co u Ciebie :king: , co u kotków :catmilk: ?
Obrazek

dakota

 
Posty: 8376
Od: Wto lis 16, 2004 15:06
Lokalizacja: Bydgoszcz

Post » Pon paź 23, 2006 23:29

Z braku Joli moze ja pare slow napisze.
Chociaz po tym co pisza dziewczyny to mi az glupio. Bo ja mam komfortowe warunki i moje koty tez. Siedza w cieplej piwnicy gdzie nikt im ich misek nie wyrzuca. Kiedys, nim jeszce rozpanoszylismy sie w piwnicy tez chodzilam pod piwniczne okienka i na ogrodku niedaleko bloku mialam stolowke. Sasiad wtedy smial sie ze mnie, ze wie kiedy ide z jedzeniem, bo koty z okolicy biegly w kierunku mojego ogrodka. Teraz mamy luksus. Nawet problem toalety udalo sie zalatwic i proaktycznie w piwnicy nie ma zapachu. Troche roboty z tm jest ale to nie to co przezywaja dziewczyny,
Tez chodze wieczorem w mysl zasady co oczy nie widza, to....
Kiedys kiedy wychodzily na cala piwnice sprzatalam jeszcze korytarz. Teraz mamy wydzielona duza suszarnie w bloku z lat 70tych. To naprawde duze pomieszczenie, ma pewnie z 30 metrow. Jeszcze dwa lata temu bylo tam upiornie goraco i koty sie przeziebialy. Teraz jest na odwrot. Tak zle i tak niedobrze. Ale moze jeszcze dodatkowy kaloryferek uda sie zalatwic.

Najmilszy moment to po jedzeniu, kiedy zaczynaja myc pychalki i ukladac sie w legowiskach.

Tak, ze moge powiedziec, ze mam dobrze.
Jest jednak druga strona medalu jak zwykle.
Przychodza do mnie choruski. Probuja sie ratowac. Przychodza z calym dobrodziejstwem inwentarza. I rozdaja na prawo i lewo. Wlasnie teraz mozolnie wychodzimy z takiego czegos paskudnego przyniesionego z malymi kociatkami. Kociatka nie przezyly ale zostawily po sobie to cos. Dwom kotom nie potrafilam pomoc. Jeden umarl mi na rekach. Teraz chore sa jeszcze dwa dzikusy. Pamietaja poprzednie leczenie i dlatego kazdy moj ruch w ich kierunku powoduje, ze widze umykajacy w okienku ogon. Ale mimo wszystko mysle, ze moje koty maja komfortowa sytuacje.
Zycze takije met - noclegowni i stolowki wszystjim tym tulacym sie w zakamarkach biedakom. Nie maja pudel, kocykow, cieplych, czystych legowisk. Zostaje im beton, ziemia. Dobrze, ze choc maja zapewnione jedzenie. |Zawsze to cos. Bardzo duze cos:)))

Lidka

 
Posty: 16219
Od: Wto lut 03, 2004 8:57
Lokalizacja: Katowice

Post » Wto paź 24, 2006 15:44

Lidko, rzeczywiście masz dobrze, tzn koty mają. I oby wszystkie tak miały. I nie dziwię się, że te choruski przychodzą, one też chcą ciepła i pełnej miseczki.


Wiesz, ja też staram się zapewnić wszystkim jakieś schronienie. Kilka lat temu udało mi się wysępić z TOZ'u trochę grosza i powstał koci pawilonik (taki jak pół garażu), dla kotów eksmitowanych z jednej z piwnic. Mają tam pudła, koce, kożuchy. A w te ostanie wielkie mrozy miały podkładane termofory pod posłania.

Mam też dwie kocie piwnice do obsługi, udostępnione przez kociolubnych lokatorów.

Pozostałym bezdomniakom np. kotom cmentarnym buduję styropianowe domki.

Zapewnienie ciepła to moja idea-fix. Niektórzy uważają, że dobre karmienie kotom wystarczy, ale ja nie mogę znieść tego, że marzną, że nie mają gdzie główki przyłożyć. Jak patrzę na te w domu na poduchach, przy kaloryferze a potem wyjrzę przez okno i widzę śnieg czy deszcz, to słabo mi się robi na myśl, o tych biedakach tam, pod chmurką.

Zdarzają się u mnie i takie „podniebne” koty. Np. na jesieni zeszłego roku na skraju parku pojawiła się kotka z młodymi. W mróz spały na drzewach. Co było robić, trzeba było łapać i zabrać do domu, choćby na tymczas.

Mam też takie miejsce, gdzie do stołówki koty przychodzą, nie wiadomo skąd. To w moim dawnym miejscu pracy. To dzielnica przemysłowo-biurowa (Służewiec). Wokół hurtownie, banki, nowe biurowce w budowie. O żadnej piwnicy czy wolno stojącej budce nie ma mowy. Pozostaje mi tylko wierzyć, że gdzieś się kryją w cieple. Kiedyś próbowałam przychodzić z klatką-łapką. Ale mimo godzin oczekiwania, żaden nie pojawiał się. Przychodzą o różnych porach. W zimie widzę tylko liczne ślady łapek na śniegu. Dobrze, że bankowy śmietnik jest zabudowany, przynajmniej jedzenie nie moknie i nikogo w oczy nie „kłuje”.
________________________________________________

Jola, zastępujemy Cię jak możemy, ale pojaw się w końcu
Los bowiem synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt; los ich jest jeden: jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego, i oddech życia ten sam. W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt.
(Biblia, Księga Koheleta 3/19)

Prakseda

 
Posty: 8148
Od: Czw cze 16, 2005 10:35
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Śro paź 25, 2006 1:27

No to lecimy dalej:))
Jolu, jestes??

Ja tez mam bzika na punkcie ciepla. Dlatego uszczelniam piwnice, zeby nie bylo przeciagow. W zimie maja w otwrtej czesci okienka folie, taka grubsza, zeby jak najmniej ciepla uciekalo.
Wiem, ze kiedys dziewcyny dla Konstancina zalatwily takie styropianowe pudla po szczepionkach. tylko, ze narazie nie mam gdzie zalatwic.
Byle tylko zima nie byla zbyt mrozna.

Lidka

 
Posty: 16219
Od: Wto lut 03, 2004 8:57
Lokalizacja: Katowice

Post » Śro paź 25, 2006 4:40

Dziękuję Wam dziewczyny za zastępstwo! :D
Z powodu wrodzonego braku czasu najchętniej powierzyłabym Wam dalsze prowadzenie tego wątku – ale w ramach wolontariatu, bo na wypłatę honorarium mnie nie stać :wink:

Lidko, miałabym dla Ciebie pudła idealne do piwnicy (na zewnątrz się nie nadają, jak mnie uświadomiła Prakseda, bo są obite tekturą, a ta chłonie wilgoć), musimy tylko załatwić transport!

carmella pisze:Myślę, że Jola napisze - wczoraj miala ciężki dzien. Z racji braku samochodu i miejsca zamieszkania wyprawa do Pana Orzecznika była dość cięzka - szczególnie pod względem logistycznym (przesiadki i oczekiwania na połączenia).

Miejsce zamieszkania jeszcze mam, co mnie straszysz Carmello :wink: - ale połączenia z siedzibą ZUS-u rzeczywiście fatalne. Wzywana byłam dwa razy, dwa dni stracone, bo wyjeżdżałam o świcie (jaki tam zresztą świt, teraz 5 rano - ciemno, zimno i mgliście), a przyjeżdżałam wieczorem - totalnie zmęczona, obolała i rozbita.

I nie zrekompensowało mi tego ani zwiedzenie dwóch zachwycających rezydencji ZUS (małe, ale gustowne :?), ani szpitala-molocha, w którym błądziłam jak w najbardziej wymyślnym labiryncie (udało mi się zejść do podziemi wyjściem ewakuacyjnym, jak to karmicielce ze wsi), ani spotkanie z przeuroczo apodyktyczną i frapująco dociekliwą p. Orzecznik, ani nawet jej końcowa decyzja – skrócenie czasu zwolnienia lekarskiego (w trakcie leczenia sanatoryjno-ambulatoryjnego) i tym samym odebranie mi prawa do zasiłku chorobowego... :(

---
Ostatnio edytowano Czw paź 26, 2006 11:32 przez jola.goc, łącznie edytowano 1 raz

jola.goc

 
Posty: 1738
Od: Śro mar 31, 2004 13:25
Lokalizacja: dolny Górny Śląsk

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 309 gości