» Pt paź 13, 2006 14:48
Jolu jak dobrze, że to piszesz.
Trochę mi na forum brakowało czegoś takiego.
Piszemy z reguły rzeczowo, konkretnie o złapanych kotach, o sterylkach, chorobach, problemach. Na „szarą” codzienność, nieustanne zmagania się z zakupami, szykowaniem, zmywaniem, skradaniem się, wyczekiwaniem z niepokojem na koty, nocnymi powrotami, z reguły nie ma czasu i siły. A jednak czy nasze nocne życie jest szare? Dokładnie przeciwnie. Nie jedną książkę mogłabym napisać z tych moich nocnych eskapad od lat ........ nie pamiętam już ilu.
Podobnie jak Ty, wymykam się ukradkiem z torbami. Obchód zajmuje mi od 1,5 do 3 godzin, rewir nie mały. A nieraz trzeba kilka kółek zrobić bo z psami jeszcze chodzą, bo jakaś młodzież na rogu balanguje i po kotach ani śladu, bo ktoś zaparkował po okienkiem piwnicznymi i dostępu nie ma.
Poznałam chyba wszystkich okolicznych nurków śmietnikowych. Niektórzy bardzo usłużni „może pani latatką poświecić”, „a ta puszeczka jak nie potrzebna, to ja zabiorę”. Miejscowych meneli już dawno przestałam się bać. Nawet pomóc w czymś potrafią, zwłaszcza jak i dla ich psów coś z torby wygrzebię. Okoliczne nocne dzieci (a takich tu dużo, zwłaszcza w wakacje w nocy w podchody się bawią), już przestały wołać za mną „kociara, kociara”. Kiedyś im powiedziałam, że jak chcą mnie podrażnić to niech wymyślą coś bardziej oryginalnego, bo przecież ja jestem naprawdę kociara. Ale jak wielka była moja satysfakcja, jak jeden z chłopaków kiedyś zapytał mnie czy mogę jego rudzielca wykastrować bo strasznie w domu śmierdzi. Potem po drodze od o weta poszliśmy na lody (choć pewnie podrostek wolał by piwo) pogawędziliśmy o sobie „o życiu” Całkiem miły dzieciak się okazał.
Ochroniarze okolicznych apartamentowców w kamerach mnie namierzają „pani to już dzisiaj trzeci raz tu przechodzi, kotki pouciekały?” . Chłopaki nudzą się na służbie, czasem nawet miło zagadają. Odkąd powstały te domy na miejscu bazaru znacznie bezpieczniej się czuję w tamtym rejonie. Miewałam i spotkania z policją czy strażą miejską np. nagle oświetlona reflektorem gdy z klatką-łapką czatowałam w krzakach czy ciemnym kącie stawiałam jedzenie. Chyba jednak na menelkę nie wyglądam, bo najczęściej było to zainteresowanie czy jakaś pomoc nie potrzebna.
Wracam z obchodu często wyczerpana fizycznie i emocjonalnie. Z zazdrością patrzę na okna mijanych domów. W większości ciemno. Śpią już ludki w ciepełku. Gdzie indziej rozbłyska światło telewizora, jakiś filmik leci. A jednak jestem zadowolona. Obowiązek spełniony, brzuszki napełnione. I rekompensuje mi to zmęczeni, często przemarznięcie, przemoczenie, bo wiem, że im gorsza pogoda, tym bardziej mnie te koty potrzebują. A i jeże, i kuny, i nie wiem jakie jeszcze istotki z tej stołówki korzystają.
A jeśli pozwolisz Jolu, to w Twoim wątku opiszę moją przygodę z dreszczykiem z ubiegłego tygodnia. Dreszczyk z powodu pająków................ brrrrrrr.
Karmiąc na jednym z podwórek usłyszałam rozpaczliwe wołania kociaka. (To od kotku, którą od roku próbuję bezskutecznie złapać do sterylki.)
Dochodził z pobliskiej komórki, nie otwieranej chyba od wielu lat. Kociak wpadł do środka dziurą w dachu. Nie zastanawiając się długo przystąpiłam do forsowania drzwi, podpartych jakimiś belkami. Drzwi puściły a właściwie prawie rozpadły się, a ja wpadłam „z impetem w głąb” i poza faktem, że „widzę ciemność”, to poczułam jak coś oplata mi twarz i ciało, a za chwilę to coś zaczęło się ruszać, po mnie chodzić. Zaczęłam rozpaczliwie machać łapami i wierzgać, a wtedy spróchniała deska daszku zerwała się całkiem, przyłożyła mi w łeb, na który posypał się kilkuletni kurz, sterta liści, patyków itp. Kociak ze strachu darł się jeszcze głośniej, a że komórka malutka, szybko wymacałam go w samym rogu, nawet nie prychnął. Razem z kociakiem wypadłam z pomieszczenia jak oparzona i świetle latarni zobaczyłam, że mam na sobie sieć sczerniałej, brudnej pajęczyny ze zdechłymi robalami a kilka żywych, wielkich, czarnych pająków łaziło po ubraniu. Myślałam, że zemdleję z obrzydzenia. Nie wiem jak to możliwe, że nie krzyczałam. Do tej pory dreszcze mi przelatują po plecach. Mały wylądował w zamykanym koszyczku, w którym noszę jedzenie i biegiem do domu, a to niezły kawałek drogi. Gdyby ktoś mnie wtedy zobaczył, pewnie zmykałby by szybciej niż ja. Upiór chyba wygląda lepiej. Patyki i liście we włosach, umazana na czarno (chyba kiedyś tam trzymano węgiel).
W domu wlazłam pod prysznic w ubraniu. I dobrze, bo kazało się iż przy okazji złapałam jakieś pchły. Pralka w ruch i wzięłam się za kociaka. Po odpchleniu, odrobaczeniu i posiłku mały zasnął słodko. A ja zasnęłam dopiero po solidnym drinku, po którym spałam równie słodko jak mały bo rano zaspałam. A żeby dojechać do pracy do Piaseczna, normalnie wstaję po 5-tej rano.
Nie cierpię pająków.
Jolu, czekam na dalsze Twoje relacje i pozdrawiam.
Los bowiem synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt; los ich jest jeden: jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego, i oddech życia ten sam. W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt.
(Biblia, Księga Koheleta 3/19)