Witajcie,
Nie miałyśmy do tej pory swojego wątku, ale nasz poziom zagubienia i desperacji osiągnął taki stopień, że postanowiłam opisać historię naszych futer z nadzieją, że ktoś nam pomoże.
Historia będzie długa.
Od roku mamy dwie kociaste – obie z tego forum, obie trafiły do nas jak młode brzdące, właściwie równocześnie. Po kilku dniach wzajemnego prychania i fukania była przyjaźń, wspólne zabawy, ganianie się do nieprzytomności, spanie w objęciach, wzajemne wylizywanie. Sielanka. Mrufka zawsze była kotem dominującym, jednak ich wzajemne układy nie miały żadnych znamion agresji, po prostu Nitex częściej ustępował i poddawał się.
Kiedy Mruv dostał pierwszej rujki, zdecydowałyśmy się na sterylizacje, zabieg minął bez powikłań i kotka szybko odzyskała dawny wigor. Jednak razem z powrotem do formy przyszła zadziwiająca agresja skierowana na Nitkę. Mrufka atakowała ją na każdym kroku, wgryzała jej się w kark, podgryzała kiedy Nit przemieszczał się po mieszkaniu, śledziła jej kroki – generalnie nigdy nie była owieczką, ale teraz stała się kotem wiecznie podenerwowanym i niespokojnym. Najpierw myślałyśmy, że to sprawa schodzących po sterylizacji hormonów, jednak miesiące mijały i nic się nie zmieniało. Nicia w tym czasie stała się zastraszonym kłębkiem nerwów, spędzającym całe dnie na okiennym parapecie, nękanym przez choroby: alergie, grzybice – jej układ somatyczny na skutek stresu stał się tak osłabiony, że kot łapał wszystko. Przestała się bawić, ewidentnie wpadła nam w depresje, mimo skończenia 14 miesięcy nie miała do tej pory rujki. Co dziwne – koty mimo wszystko często spały przytulone, Mruv wylizywał Nitkę, często szukał jej towarzystwa w celach zabawowych, ale Nicia uciekała z płaczem.
Starałyśmy się dojść przyczyn agresji Mrufki – po zrobieniu kompletnych badań, nasza weterynarz wykluczyła podłoże zdrowotne (Mrufka ma książkowe wyniki) i zaproponowała nam wizytę u behawiorysty. Byłyśmy u dr. Irackiej – wróciłyśmy pełne nadziei, z głową pełną zaleceń – pozytywne warunkowanie, próby zaktywizowania Nitki i zabaw przy Mrufce, żeby skojarzyła obraz drugiego kota z czymś miłym i dobrym, Feliway do kontaktu, Amitryptilinum dla Mrufki. Sytuacja zaczeła się zmieniać na korzyść. Nicia powoli stawała się kotem wyluzowanym, zaczęła bawić się myszkami, a nawet po raz pierwszy od bardzo dawna miała klasyczną głupawkę. Powiem szczerze, że jak to widziałam, to aż zaczynałam płakać ze szczęścia. Mrufka natomiast powoli się uspokajała. Miesiąc temu wyjechałyśmy z kotkami na dwutygodniowe wakacje na Mazury, bardzo się bałyśmy, ale okazało się, że kotki były zachwycone – po kilku dniach szoku chętnie chodziły na spacery, były podekscytowane i szczęśliwe. Zaczepki Mruv ustały. Okazało się nawet, że to Nitka lepiej sobie radziła na łonie przyrody – była mniej nerwowa, ciekawa świata, szybsza w polowaniu na muszki i motylki.
Po powrocie do domu, nastąpił taki regres w ich relacjach, że jesteśmy do tej pory przerażone. Mrufka znowu atakuje Nitkę a Nicia znów się wycofała. Na dodatek Niteczka złapała znów jakąś chorobę – tym razem niedomaga jej wątroba, stała się bardzo osowiała, strasznie schudła, cały dzień przesypia, bardzo mało je – obecnie przyjmuje Hepatil i Furozalidon. W międzyczasie w konsultacji z naszą behawiorystką zdecydowałyśmy się na próbę z kroplami Bacha – kotki przyjmują je od tygodnia, ale nic się nie zmieniło w ich relacjach. Nie wiem, może trzeba jeszcze poczekać.
Powoli tracimy nadzieje na to, że ich układy się ułożą. Nit jest kotem w depresji, Mruv jest sfrustrowana, że nikt kto przypomina kota nie chce się z nią bawić a my już zupełnie nie wiemy co robić. Ja nie mogę już patrzeć na smutne, zrezygnowane oczy Nici a Mrufka też bardzo się męczy bo zabawy z nami jej nie wystarczają – nie ma to przecież jak drugi kot.
Może ktoś z forum ma jakiś pomysł jak im pomóc?
Żeby zobrazować dziwaczność sytuacji, zdjęcia które pokazują jak potrafi być między nimi
[/img]