Potwierdzam, że piękny i że do nas pasuje, a tak prawdę mówiąc, to mnie wcale nie trzeba podpuszczać, bo sama nie wierzę w to, że będę w stanie za jakiś czas go oddać...
Bałam się, że z każdym kolejnym dniem w schronisku będzie coraz gorzej, że nie można czekać, bo będzie podobnie, jak z Piniem - kroplówki itp. Przeczekałam weekend, a w poniedziałek rano zdecydowałam się go wziąć do siebie na odchuchanie. A kocio jest bardzo chudziutki i leciutki, czuje się każdą kosteczkę pod skórą. Apetyt na szczęście mu dopisuje, dziś zjadł oprócz niewielkiej ilosci suchego dwie polędwiczki z piersi kurczaka na na dwa razy, bardzo mu smakowały.
Jest cały czas spragniony pieszczot, przy każdym dotyku przebiera łapkami, nawet leżąc na plecach i z zamknietymi oczami, jak teraz na moich kolanach.
Dziś nie wyszedł wyjazd do weta, wybieramy się jutro. Ciekawa jestem ile waży, bo jest dość dużym/długim kotem.