Jestem młodziutki, mam roczek, jestem przytuliskiem, jestem śliczny, szaro-srebrny, mruczę głośno, tulę się. Czego chcieć więcej od kota? Sam już nie wiem.Miałem kiedyś domek. Ale od kilku tygodni moim domkiem było schronisko. Przychodzili, oglądali mnie i inne koty, ale nikt mnie zabrać nie chciał. Było mi smutno, zacząłem chorować. Koci katar, ropiejące oczko, biegunka… Wtedy to już na mnie nie chcieli patrzeć, odwracali wzrok. Była taka Duża, obiecała że mnie weźmie, ale zabrała jakiegoś ślicznego, zdrowego. Tłumaczyła, że po mnie wróci, że muszę poczekać, bo jakieś inne jej koty dopiero co były szczepione. Było mi smutno, płakałem, nie wierzyłem, że wróci. Rozchorowałem się jeszcze bardziej, nie było już po co walczyć. Nawet się już nie myłem – bo i po co? Futerko brudne, posklejane, „sfilcowane”…A dziś? Duża. Wróciła. Mówi: „Obiecałam, jestem. Jedziesz do domku”. Nie wierzyłem. Nie śmiałem, bałem się.Teraz już wierzę. Jestem w domku, w małej łazience. Wcisnąłem się w kącik między wc a ścianę. Przy ciepłych rurach. Tu mi dobrze, ciepło, bezpiecznie. Oczko boli, ciężko się oddycha, ale Duża mówi, że niedługo będę zdrów. Że teraz już będzie tylko dobrze, że znajdzie mi wspaniały domek. Wierzę jej. Bo raz mi obiecała i wiem, że teraz też dotrzyma słowa.