Temat zapewne beznadziejny, ale......
Jednym z kociaków, którymi się opiekuję w piwnicy to 3-4 letni tygrysek o szmaragdowych oczach.
To łagodny, mądry tygrysek - taki nauczyciel i obrońca maluchów na swoim terenie. Spokojny, cichy. Do tej pory on pomagał innym kotom, zawsze pilnował, żeby mniejsze i słabsze najadły się.
Znam go dobrze - jestem jego karmicielką od dwóch lat.
To taki cichy koci bohater - obronił malucha przez pijanym facetem, któremu zebrało się na odwagę i chciał maluszka najprawdopodobniej skopać. Tygryń - widząc to - biegał nad jego głową po rurach ( są tuż nad przejściem ), próbując skupić jego uwagę na sobie i odciągnąć od rozpaczliwie biegającego kociątka, które nie było w stanie wskoczyć na rury. Szczęśliwie zeszła do piwnicy druga karmicielka i odwaga opuściła tego odważnego "człowieka".
Na przełomie roku zaginął - wyjechałam wtedy na tydzień w góry. Codziennie słyszałam przez tel od drugiej opiekunki, że ciągle go nie ma. Po przyjeździe w pierwszym dniu zeszłam z nią do piwnicy ( to nie są moje bloki - natomiast druga karmicielka tam mieszka ).
Tygryń siedział tuż przy schodach.
Czekał.
To był już cień dawniej dużego, pięknego kota.
I..... zaczał się ze mną żegnać - swoje koty znam naprawdę dobrze, ich zwyczaje, mimikę, spojrzenie. Tak jak zresztą każdy z nas zna swoich podopiecznych - a ten jest mi wyjątkowo bliski.
Widziałam, że jest bardzo żle - jestem uparta, kot trafił do lecznicy.
Tygryń jest chory na białaczkę - teraz po ponad miesięcznym leczeniu wychodzi na prostą. Przez ostatnie trzy tyg. jestem u niego niemal codziennie i zaczynam mieć naprawdę nadzieję, ze coś z tego będzie. Już fajnie je, wygląda lepiej i interesuje się otoczeniem.
Dlatego zaczynam zaklinać los i szukać mu domu.
Bo inaczej to wszystko na marne - na ulice już nie może wrócić. Z uwagi na białaczkę nie powinien iść do domu już zakoconego. Teoretycznie zostanie mu tylko schronisko, ale mając tylko taki wybór, nie będę miała wyboru.
Nie jestem go jednak w stanie przygarnąć, chociaż bardzo bym tego chciała. Bardzo - bo to cudowny kot.
Ale w domu mam 5 swoich kotów, w tym dwa bardzo bitne i wielkie kocury.I nie o ilość tu chodzi, bo to cicha i spokojna bieda, ale o to, że moi - 9 kg. Marmurek i 8 kg. Maciuś pierwsze co zrobią, to skoczą na niego i pogryzą go. Są dobrymi gospodarzami dla maluchów, nawet ostatnio dorosłych kotek, ale bezkrwawo kocura żadną miara nie zaakceptują.
Kocinek jest oswojony i wykastrowany.
Nie wiem ile jeszcze będzie żył - w dobrych warunkach, przy kochającym właścicielu może nawet parę lat.
Lat za które na pewno będzie wdzięczny, bo to wielki dar będzie dla niego. I dla mnie, bo bardzo go pokochałam. W "pakiecie" jest zresztą moja dożywotnia pomoc dla nowego domku, czy w opiece czy też w każdej innej sytuacji.
Wiem, że Tygryń czeka praktycznie na cud, ale ponoć Nadzieja Umiera Ostatnia.
A w zielonych oczach Tygrynia ta nadzieja jest znów żywa.
I nie chcę, żeby zgasła.
Dlatego tu jestem.