Miałam swój dom. Miałam swojego człowieka. Swoje miseczki i poduszeczkę. Myślałam, że on mnie kocha. A on ... zostawił mnie . Zanieśli mnie do strasznego miejsca, o którym mówili jakoś tak s-chro-nis-ko. Teraz już wiem, że to straszne, straszne miejsce . Kazali mi tam mieszkać. Nie chcałam. Ale oni nie pytali. Schowałam się do takiej budki ze słomą i wcale nie chciałam wychodzić, siedziałam w najciemniejszym kąciku. Nikt na mnie nie zwracał uwagi. ale potem coś się zmieniło, wszystkie dwunogi się zmieniły. Taka nowa dwunoga tak ładnie do nas przemawiała, że wyszłam na chwilę. Nawet troszeczkę dla niej zjadłam. Ale jeszcze jestem chudziutka. Ona powiedziała, że ja tu długo nie jestem, że mam jeszcze piękne, czyste futerko. Dziwne. Mnie się wydaje, że siedziałam tam bardzo, bardzo długo, całą kocią wieczność. A dzisiaj przyszła inna dwunożna i mnie gdzieś zabrała. Bałam się. Cała się schowałam w kocyk. Teraz jestem w nowym miejscu. Ona mówi, że to kuchnia. Pachnie innymi kotami i psami. Ale szczęśliwymi kotami i psami, nie tak jak tam, w tym strasznym miejscu. Dała mi jeść i pierwszy raz poczułam, że jestem głodna, zjadłam prawie całą taką tackę. I pozwoliłam się wziąć na ręce, ale tylko na chwilę, jeszcze się boję.
Wiem, że to nie będzie mój domek na zawsze. Duża mi powiedziała. Ale też obiecała, że znajdzie mi cudowny, kochający domek.
Czekam.
Milusia jest wzięta ze schroniska w Gdyni do domku tymczasowego. Jest piękna, biała z dwiema czarnymi plamkami wokół uszek, z czarnym ogonkiem przetykanym białym włosem, na jednym boczku ma jedną czarną plamkę, a na drugim dwie. I jedna piętka też jest czarna. Za dzień lub dwa będą fotki.
Milusia bardzo potrzebuje domku na stałe. W schronisku ze stresu nic nie jadła. Jest smutna, ale napewno odzyska radość życia. Narazie jest u mnie od pół godziny.
Milusia ma około 2 lat.