szukalam wczoraj do 23, bo wczesniej przyszla sasiadka i dala znac, ze jej maz widzial na podworku burego kota, niestety bylo juz ciemno i nie sa pewni czy to Charlie. poszlam tam natychmiast, kicialam, biegalam po innych ulicach. niestety byl bury kot, ale bez bialego - nie Charlis. prawdopodobnie Sekwana sasiadki z drugiej ulicy.
taka nadzieja. Sasiadka powiedziala, ze jak zauwazy, to co by to nie bylo bedzie lapala i przynosila by sie upewnic
dzis rano tez bylam, kicialam, szukalam...
jest dzien dziecka... Charlie, zrob mi prezent
niestety mam podejrzenia, ze Charlie nie zyje... i ze Szini tez zostala zabita. juz tlumacze dlaczego. cale osiedle to przyjacielscy sasiedzi, ktorzy zawsze pomoga i sa zyczliwi itp.
niestety trafily sie dwa wyjatki i to akurat obaj ze mna przez plot. jedni z lewej strony, drugi z tylu kawaleczek (ok. 2-3 m.)
raz gdy robilismy rodzinnego grilla Charlie tez mojej babci wyskoczyl pod nogami. On w domu przyzwyczajony jest, ze z psem sie bawi, Linka Mu matkowala. i przeszedl do sasiadow, tych z lewej strony, a ten sasiad akurat byl na podworku. Jego pies rzucil sie w strone Charlisia, a on smial sie pod nosem i mowil "bierz", "bierz". na szczescie moj tata sie w to wlaczyl i Charlisia zabral do domu. sasiad z tylu jest jeszcze gorszy, ludziom z drugiej ulicy grozil, ze ma karnistry w piwnicy i ze ich spali noca, jak beda z dziecmi w domu, mojej kolezanki ojca pobil, jak nikt nie widzial, na ludzi nasyla straz miejska i policje, ma wyrok, niestety tylko w zawieszeniu, mojej babci powiedzial, zeby szykowala sobie grob.
dlatego nie chcialam zeby Charlis byl wychodzacy. niestety moja babcia jako osoba starsza i schorowana, czasem z nieuwagi przeoczyla Myszke (Charlisia) i on wybiegal. jak bylam w domu to od razu Go lapalam, jesli mnie nie bylo probowala robic to babcia, albo za niedlugo przybiegal. takie sytuacje jednak rzadko mialy miejsce. wczoraj idac druga ulica i kiciajac na Charlisia ten wariat (sasiad z tylu) wyszedl, obserwowal mnie tak, ze gdyby wzrok mogl zabijac to padlabym w sekundzie i mial swoj drwiacy usmiech. boje sie, ze mogl mu cos zrobic.
ogloszenia po Szinkredce na calym osiedlu byly na drugi dzien zerwane. Ogloszenia po Charlisiu tez zostaly zerwane... nie spadly w czasie deszczu, bo przeszukalismy z moim Szymonem caly obszar, czy gdzies nie leza...
nie wiem, komu wadza moje stworzenia. wszystkie inne koty sasiadow biegaja po ulicy i zawsze wracaja.
dlatego wyzej napisalam, ze jezeli Charlis nie wroci (musi wrocic), to do pazdziernika nie bede miala kota... dopoki tu mieszkam, bo narazilabym i siebie i kota na cierpienie...
tak ciezko przejsc obok czystej kuwety, ktorej nie moge sprzatnac... obok pustej miseczki, gdzie nikt nie lasi sie do nogi, by dac Mu jedzonko, ktore w otwartej saszetce juz splesnialo...
jutro rano wyjezdzam na Lednice, wracam w niedziele. rodzice nadal beda szukali... ja juz nie mam ochoty na zaden wyjazd, na zadne wakacje...
Na Lednicy bede modlila sie o cud...