A Kit?
Czemu nic nie ma o Kicie?
Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Bengala pisze:a o Kitku?
Sigrid pisze:20 sierpnia minie rok, odkąd Alik jest u nas będziemy świętować ingres Łaciatego w tym właśnie dniu
Sigrid Czw Sie 14, 2003 10:37 pisze:U nas w domu panuje sytuacja patowa. Kit usilnie się stara, aby ostatnie słowo przypadkiem nie należało do kogoś innego. Ale że młodzieńczą brawurę zgrabnie łączy ze sporym zmysłem samozachowawczym, swój sprzeciw demonstruje po uprzednim wycofaniu się na z góry upatrzone pozycje. Z reguły na kaloryferze za firanką. Tam, wierząc głęboko, że ażurowy kawałek szmatki jest dla niego swoistym immunitetem zaczyna pyskować. Krótkie, urywane miałknięcia wykonywane z dużą częstotliwością (taki ratlerkowaty jazgotek) mają przekonać panią, że wszelkie pomówienia były absolutnie tendencyjne, a Pan Kot w sumie niczego takiego nie zrobił. Pani jest nietolerancyjna i zła. I w ogóle powinna się
Był czas, że pan Kot próbował zdobyć przewagę. Przyłapany na robieniu Czegoś Bardzo Ważnego i Absolutnie Zakazanego przystępował do kontrataku, wykonując brawurową szarżę a la Kozietulski w wąwozie Somosierry. Rebelia skończyła się, kiedy zła dwunożna spontanicznie i bez premedytacji się odgryzła. Poniósłszy sromotną klęskę Kit pociesza się, że pani jest i zbiera siły do kolejnej próby sił.
Sigrid Pią Sie 15, 2003 21:23 pisze:Jasno obrazując sytuację, należałoby powiedzieć, że stosunek Kita do czystej wody jest mniej więcej taki, jaki mógłby cechować Pana Zagłobę. Z tą różnicą, że miast wybornego miodu, Kitek chłepcze mleko. Wody nie chce. Za nic. Nie i amen. "Sama sobie pij to świństwo" .
Jakichś spustoszeń w organiźmie Kita z powodu tego nałogu nie widzę, ale nie wiem, jak długo kotek moze pić mleko, w dodatku Łaciate
Dodam, że kiedyś prawie mi się udało go przekonać, ale potem wyjechałam na tydzień. Kot rozpoczął strajk, a TŻ skapitulował. Po moim powrocie sytuacja wygląda jak wygląda, czyli kiedy próbowałam ponownej argumentacji i odcięłam go od Łaciatego, ten wredny kocur nie pił NIC. Jęzor biały, co miałam robić. Poddałam się.
No i teraz pytanie - co mam z tym fantem zrobić? Walczyć z wiatrakami? Ustąpić? Dodam, że mamuśka Kita jest taka sama - do dziś woda interesuję ją tylko wtedy, kiedy są w niej mydliny. Pozatym milk, milk, milk.
Sigrid Sob Sie 16, 2003 8:45 pisze:Kot na stole? Tymi łapkami prosto z kuwety? eeeee.... A właściwie....co mi to przeszkadza?
No i liberalizm wychowawczy doprowadził w końcu do katastrofy. Pomijam nieistotne drobiagi, jak popijanie popołudniowej kawy z rumem i domieszką kociego ogona , gorzej było, kiedy w trakcie rodzinnego obiadu Kit z całym impetem wskoczył bratu TŻta do talerza Pełna konsternacja, wściekły brat TŻta przyłożył zrolowaną gazetą miejscu, w którym powinien być winowajca, zbrodzień tymczasem przezornie zbiegł z miejsca przestępstwa. Ogólnie atmosfera zamieszania, szykowanie kolejnej porcji dla estety
Teraz brat Tżta rozpuszcza fałszywe pogłoski, że mamy niewychowanego kota. A to nieprawda. Jest wychowany, tyle że...bezstresowo.
Sigrid Sro Sie 20, 2003 21:31 pisze:Kit też lubi sobie powarkiwać od czasu do czasu i zwykle jest to objaw frustracji. Tak było, kiedy po wielu bezowocnych próbach doszedł wreszcie do wniosku, że wspinaczka po pionowej ścianie przekracza jego możliwości. Może w głębi duszy uważał się za Spider-cata, albo Matrixa się naoglądał, w każdym razie opadłszy po raz n-ty na ziemię najeżył się, wygiął grzbiecik w kabłąk, usiska położył po sobie i wydał z siebie dźwięk, którego żaden podwórzowy Burek by się nie powstydził. Był to mój pierwszy dzień z kotem, więc możecie sobie wyobrazić, jaką miałam minę
Od tego czasu zdarzyło mu się to jeszcze parę razy, potem długo nic, aż wreszcie czytam sobie dzisiaj i wspominam z rozrzewnieniem, aż tu nagle słyszę TO.
Kot ewidentnie wstał dziś po popołudniowej drzemce lewą łapą. Kręcił się po mieszkaniu z miną a la Garfield, niezdecydowany: iść na głaski czy może lepiej nie, jedzenia nie tykał (choć wystawiłam szwedzki stół), zamordował futrzaną myszę, a w końcu wyrzucił z siebie taki odgłos, że serce mi na moment stanęło. No upiór po prostu, istna banshee
Okazało się, że wbrew protestom głodowym miał ochotę na małe conieco, a wiadomo - Polak głodny jest zły.
Tak się pocieszam, ze kiedy będę miałą drugiego kota będę już o wiele mądrzejsza
Sigrid Czw Sie 28, 2003 0:40 pisze:A swoją drogą - te zawisaki to może te ogromne czarne paskudztwa wielkości (nie przymierzając) rządowego helikoptera? Coś takiego lubi sobie wieczorową porą zrobić nalot na moje przytulne mieszkanko. Kitek ożywia się wówczas niezmiernie, wydaje z siebie bojowe "au au!" i próbuje wziąć ćmę szturmem. A jak się koci nie uda - bo sprytny owad lokuje się pod sufitem, gdzie nawet wzrok nie sięga - wtedy chłopaki (tj. kot z TŻem) polują sobie razem . TŻ podsadza, Kit majta łapką zrzucając paskudę na ziemię, a potem radzi sobie już sam. Cała historia konczy sie chrupaniem, bleeee
Sigrid Pon Wrz 01, 2003 13:24 pisze:Dlaczego małe niedobre rudzielce z uporem wchodzą w miejsca z których nie potrafią zejść? I dlaczego okrutnym miaukiem odrywają swoją pańcię od zajęć, prosząc o ściągnięcie, skoro i tak zaraz wejdą tam z powrotem?
Dlaczego niedobre małe rudzielce zeskakują z szafy prosto do porannej kawy wciąż nieprzytomnej właścicielki?
Dlaczego niedobre małe rudzielce kochają brzęczące zabawki tylko w środku głębokiej nocy?
Dlaczego przesypiają cały dzień, a większość nocy harcują?
Na jakiej podstawie sądzą, że gryzienie w gołe nogi to doskonały wstęp do szampańskiej zabawy?
No, kto mi powie, kto?
Sigrid Wto Wrz 02, 2003 0:19 pisze:Kicior miewa czkawki z zaskakującą regularnością. Najpierw kręci nosem na podstawianą michę, bo kto jadłby np. Animondę, skoro dwunożni polędwicą się opychają! Kiedy się już zdecyduje, wymiata zawartość swojego talerzyka z taką prędkością, jakby nad głową stało mu już przynajmniej 15 wygłodniałych dziczków, gotowych wydrzeć mu jego własność.
No a potem się zaczyna. Ale co tam czkawka. Zadowolony Kit lubi po posiłku wskoczyć na kolanka, patrzy mi miłośnie w oczy i ... odbija mu się. Maniery, jakich talib by się nie powstydził, słowo daję. Mam kota bez minimalnych nawert aspiracji do tzw. kultury...
Sigrid Wto Wrz 02, 2003 14:38 pisze:Kiciasty długo był po prostu cudowny. Na dźwięk rozkładanego łóżka biegł w te pędy, zajmując sobie najlepsze miejsce i spał tam aż do piątej rano. Potem trącał mnie łebkiem domagając się śniadania, a w końcu wracał do łóżka jeszcze dospać do ósmej lub dziewiątej. nie kotek.
Od paru dni uznał, że szkoda nocy na spanie. W nocy można obgryzać kwiatki - nikt nie widzi, więc można sobie siedzieć w doniczce do oporu. A jak nawet usłyszy podejrzane chrzęsty, to i tak Pan Kot ma zdecydowaną przewagę, bo lepiej widzi.
W nocy lepiej się tupie. Słychać w każdym końcu mieszkania.
W nocy apetyczne jest suche żarcie. W dzień się tego nie tknie.
W nocy rewelacyjne są piszczące myszy, albo piłeczki z dzwonkiem w środku.
I wreszcie nic tak nie cieszy, jak solidny skok na głowę śpiących dwunożnych.
Noc jest piękna. A w dzień można sobie spokojnie odespać.
Sigrid Czw Wrz 04, 2003 13:09 pisze:Wchodzę do łazienki. W kuwecie kaktus. Pod kuwetą przywleczona siateczka, do której mam wyrzucić rzeczonego kwiatka
Mój kot jest Einsteinem!
Sigrid Czw Wrz 04, 2003 14:21 pisze:Sądzę, że te kupy na posadzce to kara za długą samotność.
Kiedy Kitek pojawił się w naszym domu nie wychodziłam przez jakiś czas nigdzie, żeby nie czuł się opuszczony i nieszczęśliwy (mam taką sytuację, że jeśli nie chcę, nie muszę wychodzić).
Po dwóch tygodniach został sam. Wróciłam i po pewnym czasie słyszę z łazienki donośne miałczenie. Wchodzę, patrzę, a w kuwecie kaktusisko. Byłam już po lekturze forumowej, więc wiem, że futrzastego trzeba chwalić. Kochany, grzeczny kotek - mówię mu. A wtedy "kochany grzeczny kotek" co zrobił? No co? Łapą wyrzucił kupę na podłogę
A że przy okazji w nią wdepnął solidnie, trzeba było śmerdziucha wykąpać. Zdaje się, że ta niemiła czynność oduczyła kiciucha robić takie numery.
Wydziwia teraz inaczej, ale to już tematy na zupełnie inny, niekuwetowy wątek.
Sigrid Pon Wrz 08, 2003 15:42 pisze:Kitek poza puszkowym i suchym jedzeniem ze sklepu dostaje gotowane. Doszło do tego, że miseczka pełna chrupków, w drugiej miseczce męczy się Animonda, a niedobry kocur siedzi przed lodówką i niczym za cara Piotra przybiera wygląd "lichy i durnowaty".
A propos - czy wasze koty też posiadły zadziwiającą umiejętność przybierania pod lodówką anorektycznego wyglądu? Kit wygląda dość solidnie, zastanawiam się nawet czy nie jest troszkę za gruby. Jednak w kuchni siada, kładzie futro po sobie, pyszczek robi mu się trójkątny, a grzbiecik wygina w pałąk i usiłuje kości pokazać
Przygotowywane kanapki trzeba zamykać, bo kombinuje, jakby tu świsnąć wędlinę.
Czasem sobie myślę, że koci przemysł daje plamę. Bo jak tu inaczej wytłumaczyć, że zbilansowana karma dla kociaków przegrywa sromotnie z domowym kotletem?
Sigrid Czw Wrz 11, 2003 23:49 pisze:Dlaczego niedobry rudy kocurek regularnie podgryza palmę w porze, kiedy z wyjątkiem wampirów wszyscy śpią?
Przecież ma swoją kocia trawę!
Dlaczego zamiast podgryzać rzeczoną kocią trawę wyrywa ja z doniczki i wyrzuca na dywan?
Sigrid Pią Wrz 12, 2003 1:55 pisze:Mówiłam niedawno, że niedobry Kitulec wypluwa serduszkowate pastylki Sanalu, którymi próbuję urozmaicić mu dietę. Taa - myślałam rozżalona - ja do niego z sercem na dłoni, a on co???
Chyba wstyd mu się zrobiło. Już je.
Jeszcze przedwczoraj obmyślałam fortele na miarę Odyseusza. Kruszyłam serduszko, zawijałam w mięsko - zjedz za mamusię, zjedz za tatusia. I zaczynała się loteria. Albo Kitek języczkiem wymacał ciało obce i... no wiadomo, pluł jak stara lama. Albo przez przypadek przełknął, ale to już był efekt tytanicznego wręcz trudu.
Dziś rano podłożyłam mu podstępnie serduszko na chrupkach Animondy. Posiedziało chwilkę w miseczce, a potem w tajemniczych okolicznościach zniknęło Mam nadzieję, że w czeluści Kitkowego gardełka.
A w ogóle od paru dni grzeczny jakiś się zrobił, całuśny taki... Ani chybi, coś knuje
Sigrid Pon Wrz 22, 2003 11:52 pisze:U mnie nazywa się to cmoktaniem , a sam sprawca cmoktaczem.
Każdego wieczoru Kitek pakuje mi się na kolana i zapamiętale mamle kawałek gołej ręki. Jeśli ręka jest uzbrojona w rękaw, próbuje wepchnąć tam głowę - nie uznaje ciumkania materiału Ugniatanie, mruczenie i cmoktanie jest już niejako rytuałem pomagającym kotu na sen i zwykle odbywa się na zasadzie wzajemnego porozumienia stron.
Gorzej bywa rano. Nakarmiony kotek brutalnie egzekwuje swoje święte prawo do cmoktania połączonego z podgryzaniem, co jego pańci nie odpowiada o tyle, że życzy sobie wypić poranną kawę bez kocich ekscesów. Starcia osłabionej niskim ciśnieniem dwunożnej i nabuzowanego adrenaliną futrzaka kończą się zwykle tryumfem tego ostatniego. Zwłaszcza, że we własnym dobrze pojętym interesie stara się przyśpieszyć proces znikania małej czarnej z kubka metodą brutalnego wylewania
Niegdyś irytował mnie ten zwyczaj niezmiernie, potem okazało się, że człowiek posiada imponujące zdolności do tzw. habituacji, czyli ujmując rzecz prościej przestałam reagować na wielokrotnie powtarzany bodziec
Co najwyżej czegoś może mi o określonych godzinach brakować
Użytkownicy przeglądający ten dział: ewar, jolabuk5, Lifter i 104 gości