» Śro lip 05, 2017 20:48
Re: Kropkowane leniwce - Chilli za teczowym mostem :(
Z Chilli wszystko potoczylo sie szybko. Biedny nie dal po sobie prawie nic znac. Widzialam, ze lzawia mu czasem oczy, zrobil sie bardzo przytulasny (skladalam na karb wieku), ale dopiero jak zaczal wymiotowac nagle skrzepami polecielismy do weta (Chilli tak sie panicznie bal weta, ze dalismy sobie spokoj z odwiedzinami, jesli nie bylo to baaardzo konieczne). Po tygodniu badan i szukania (bezskutecznego) poprosilam o rentgen i robaczylismy, ze cale pluca biale i przelyk przesuniety do gory. Nie mial nigdy problemow z oddychaniem. Podobno to sie zdarza...
Pani wet zaproponowala uspienie, ja poprosilam o dwa dni na pozegnanie sie, wspomagane sterydami i lekami przeciwbolowymi. W poniedzialek mielismy isc do weta i zakonczyc cierpienie kota. W niedziele Chilli nagle zaczal pieknie jesc i juz mialam nadzieje (czlowiek jest jednak glupi), ze to wszystko okaze sie nieprawda i rentgen byl zapsuty... Kolo 22.00 Chilli, ktory do tej pory spal miedzy nami, poderwal sie z okropnym miauczeniem. Slyszac ten straszny glos wiedzialam, ze to koniec. Zadzwonilam po weta, zeby przyjechala ze srodkami usypiajacymi i glaskalismy go placzac. Trwalo to 30 min. Wet przyjechal w chwili kiedy Chillli ostatni raz odetchnal....
Ciesze sie, ze zasnal miedzy nami, w domu, a nie na stole u weta.
I bardzo mi smutno.