Strona 1 z 101

Moje kociska.. Dziwny guz u Mrówki.. :( s. 100

PostNapisane: Śro mar 02, 2005 23:29
przez aamms
Od jakiegoś czasu wtrącam się do wielu wątków, szukam domków dla ślicznych krówek na wątku Wojtka, to chyba już czas opisać swój koci dorobek. Jak widać w podpisie mam pięć futrzaków.

Pierwsza przyjechała do mnie czarna Persja, wynaleziona z ogłoszenia w Gazecie Wyborczej na początku 2001 roku.

Od kilku tygodni przeglądanie gazety zaczynałam od strony adopcyjnej i któregoś dnia czytam: czteroletnia czarna koteczka z przedłużonym włosem, wyrzucona po śmierci opiekunki szuka domu.. i oczywiście telefon. Początkowo odłożyłam gazetę, ale ogłoszenie nie dawało się zapomnieć.. bo od dzieciństwa marzyłam o takiej właśnie kotce..

Po tygodniu zadzwoniłam. Zostałam przeegzaminowana jak nigdy przedtem, ale egzamin wypadł chyba nieźle, bo umówiłam się na obejrzenie kotki. Pojechałam po ciemku na drugi koniec miasta i zakochałam się od ..drugiego wejrzenia. Pierwsze było pełne wątpliwości, czy dam sobie radę, ale kocia wpakowała mi się na kolana i już nie chciała sobie pójść :D . A ja nigdy przedtem nie miałam kotów, bo (kiedyś tam - daaawno temu) rodzice się nie zgadzali, potem, jak już ja się zgadzałam, to rodzaj pracy nie pozwalał zostawiać kota samego na kilka dni w domu, aż w końcu stwierdziłam, że wreszcie mogę zrealizować jedno z marzeń dzieciństwa.

I usłyszałam smutną historię kici:
Na początku była bardzo kochana przez swoją opiekunkę, starszą i nieco schorowaną panią. Po kilku latach pani niestety zmarła ale zapisała swoje mieszkanie córce, pod warunkiem zapewnienia opieki nad ukochaną kicią.. Zapewnianie opieki polegało na biciu, krzykach i głodzeniu kotki :evil: przez rzeczoną córkę i jej TŻ, aż wreszcie wyrzuceniu jej z domu w największe mrozy wczesną zimą 2000 roku. Pech chciał, że na tym samym osiedlu pokazywał się podobny kocurek wychodzący i zanim Panie dokarmiające stadko podwórzowe się zorientowały, że widzą dwa różne koty a nie jednego, minęło jeszcze trochę czasu, kiedy zastraszona, głodna i zmarznięta kicia doczekała się pomocy.. Potem jednak trafiła pod opiekę wspomnianych Pań, no i oczywiście do weta. Wet stwierdził dużo różnych dolegliwości, między innymi tasiemca, ale nowe opiekunki wyciągnęły ją ze wszystkich chorób. Ale wyobrażam sobie, jak musiała wyglądać kiedy trafiła do kliniki, jeżeli wet nie poznał, że to persica – podobno te resztki futra, które jej zostały w niczym nie przypominały tak szlachetnie urodzonej arystokratki.

Po usłyszeniu tej historii już wcale nie zastanawiałam się CZY tylko KIEDY WRESZCIE będę mogła ją zabrać do siebie. KIEDY WRESZCIE nastąpiło nazajutrz. Jak pamiętam – w niedzielę – wstałam okropnie rano, jak na weekend i pojechałam kupić kocią wyprawkę i zapas jedzenia, i z tym wszystkim, od razu po kicię..

Jak dojechałyśmy razem już do domu, kicia nie miała żadnych wątpliwości, że teraz to będzie już jej dom.. Obeszła dostojnie całe mieszkanie, zaakceptowała od razu miejsce na kocią toaletę, zjadła troszeczkę i uwaliła się spać na samym środku MOJEGO tapczanu.. :twisted: Spodobało jej się od razu, tylko wspomnienia z przeszłości objawiały się przez długi czas lękiem i ucieczką przed dźwiękiem metalowych sprzączek od paska i podniesioną ręką.. :cry:
Ale z czasem zaczęła coraz bardziej zaczepiać mnie i domagać się zabawy. Robiła się wtedy dwa razy większa w każdą stronę, jasne więc było, że musi dostać imię Puchatek. Dosyć szybko nauczyła mnie też, że ten MÓJ tapczan to wcale nie jest taki do końca mój, a właściwie to może tylko kawałek, jak jej się będzie podobało zrobić mi trochę miejsca.. I zaczęło się moje życie w towarzystwie Puchatka..

Potem zaczęłam czytać forum, no i dowiedziałam się, że lepiej mieć dwa koty niż jednego :D .
Znowu, po dziesięciu miesiącach zaczęłam czytać Gazetę wyborczą od najważniejszej strony...

A tak na marginesie, to jedną z Pań opiekunek okazała się być Maryla.. :D

PostNapisane: Śro mar 02, 2005 23:36
przez Magija
sliczna opwiesc, smutna ale z dobrym zakonczeniam :D
a jak patrze teraz na kicie w twoim podpisie, to jakos trudno mi uwierzyc w te posklejane futerko.

PostNapisane: Czw mar 03, 2005 0:16
przez aamms
Na najważniejszej stronie Gazety Wyborczej czytałam sobie przez jakiś czas te ogłoszenia szukając drugiego czarnego i puchatego kotka. No i pewnego dnia przeczytałam, że są do oddania sześciomiesięczne persiki.. Oczywiście zadzwoniłam i dowiedziałam się, że persiki to owszem, ale szynszylowe i w ogóle to jest hodowla, ale Pani nie udało się sprzedać kotków w wieku trzech miesięcy i teraz szuka im dobrych domów.. za darmo.. :D

Oczywiste było, że umówiłam się na oglądanie maluchów i znowu się zakochałam, ale tym razem od pierwszego wejrzenia. Ale tu czekał mnie mały tor przeszkód, bo Pani zażądała badań na nosicielstwo mojego Puchatka. Oczywiście miała rację, ale w tej sytuacji na towarzystwo Puchatek musiał(a) trochę poczekać. Wynik badań pozwolił zaprosić małego szynszylka do nas dopiero po tygodniu.

No i w ten sposób zamieszkał u mnie arystokrata, biały persik szynszylowy Baloo z hodowli Auksta*PL, ochrzczony natychmiast przez moje dziecko, wychowane na właściwych dobranockach, Miśkiem. No, bo skoro Baloo, to musi być Misiek.. Nowe imię przyjęło się od razu i teraz sam Misiek nie pamięta pewnie, że kiedyś był Baloo..

No i teraz okazało się, że mój Puchatek zrobił się okropnie zazdrosny i na dodatek obraził się śmiertelnie..

PostNapisane: Czw mar 03, 2005 8:47
przez Agata_j
Fajnie Aniu, szybko pisz o reszcie towarzystwa i o ich wzajemnych stounkach. Bardzo ładne historie. :D

PostNapisane: Czw mar 03, 2005 9:17
przez jaibura
Oj, coś czuję, że dzisiaj praca troszkę ucierpi :wink:
Anno - jeszcze!

i może mi się w końcu uda...

PostNapisane: Czw mar 03, 2005 9:17
przez Wojtek
A dalej? :)

PostNapisane: Czw mar 03, 2005 9:30
przez Maryla
Chcecie?

Persja skradła mi serce, bo nie chciała mnie wypuścić ze "szpitalika" - kładła się na mojej kurtce zaraz potem jak sie najadła :)

PostNapisane: Czw mar 03, 2005 9:45
przez michalinka
I co dalej !!!???

PostNapisane: Czw mar 03, 2005 10:07
przez kordonia
Ania, no proszę, pisz dalej, czekam :)

PostNapisane: Czw mar 03, 2005 11:33
przez aamms
Przez te dziesięć miesięcy poprzedzające adopcję Miśka, Puchatek zdążył się przyzwyczaić do ciszy, spokoju, braku zagrożenia i niepodzielnego królowania u mnie w domu. Uregulował mój tryb życia, jak jeszcze nikomu dotąd się nie udało.. Był najważniejszy i jedyny.. Najczęściej spędzał czas na moich kolanach, albo na biurku obok sterty papierów potrzebnych mi do pracy. Mruczał rzadko, jeszcze rzadziej głośno gadał. Miałam wrażenie, że porozumiewamy się telepatycznie.. Obojętnie traktował wszystkie kocyki i poduszki przeznaczone dla niego. Najlepszy do spania był mój tapczan.

No a potem pojawił się WRÓG... :strach: Wróg, początkowo, mocno przestraszony spędzał czas głównie za kanapą. Po dwóch dniach odważył się wyjść i wreszcie dokładniej obejrzeć nowe terytorium... Puchatek oglądał go początkowo z daleka i nieufnie ale dosyć spokojnie. Po kilku dniach obce terytorium dla Miśka, zrobiło się nieco mniej obce, potem już całkiem własne.. Misiek nabierał coraz więcej odwagi, zaczął chodzić po całym mieszkaniu z wysoko podniesionym ogonem ,no i próbował anektować terytoria Puchatka, a przede wszystkim TAPCZAN – jej niepodzielne królestwo.

I z tej cichej, spokojnej i ledwo czasem mruczącej koteczki wylazł diabełek. Ale dziwnie wylazł, bo koteczka nie próbowała atakować Miśka.. Zaczęła chodzić pod ścianami głośno dając mi do zrozumienia, co ona myśli o nowych porządkach w domu. Miauki brzmiały tak: „Co ty sobie myślisz, to jest moje miejsce, nie chcę tu żadnych intruzów! Niech zjeżdża i nie pokazuje mi się więcej na oczy, bo zagryzę!” :twisted: Wygłaszała jeszcze dużo podobnie brzmiących gróźb. Najgorsze dla mnie było to, że skończyło się spanie razem, głaskać nie pozwalała się w ogóle :cry: . Spała za tapczanem i wychodziła tylko do miski albo do kuwety. No, a czesanie.. zgroza. Po dwóch tygodniach, jak wreszcie pozwoliła podejść do siebie ze szczotką, okazało się, że pod przednimi łapkami porobiły jej się takie kołtuny, że wszystko trzeba było wyciąć przy skórze. Minęło kilka ładnych tygodni zanim wszystko ładnie odrosło.
Taka sytuacja trwała przez cztery miesiące i niejednokrotnie z płaczem zastanawiałam się co robić, żal mi było zestresowanego Puchatka i za nic nie chciałam oddać Misia.

W tym czasie Miś zdążył już na tyle dorosnąć, że trzeba było umówić się na nieprzyjemną wizytę u weta.. :wink: Po zabiegu wróciłam do domu ze śpiącym jeszcze pod narkozą Misiem a Puchatek..

PostNapisane: Czw mar 03, 2005 11:47
przez jaibura
wrrrrr
i co, i co, i co?

PostNapisane: Czw mar 03, 2005 11:51
przez Agata_j
No właśnie i coooooooooo :?:
Sadystka z Ciebie :wink: tak przerwać w najciekawszym momencie, nie ładnie.

PostNapisane: Czw mar 03, 2005 12:05
przez Zakocona
Jesteśmy ciekawe co dalej z kitkami .

PostNapisane: Czw mar 03, 2005 12:25
przez aamms
Puchatek przypomniał sobie, że jest kotką i to do tego starszą od Misia.. 8O I nagle odkrył, że może być mamą. Takiej opieki, pilnowania i mycia nie spodziewałabym się po żadnym obcym kocie, a co dopiero po wrogo nastawionym Puchatku :D . Pilnowała tego Misia budzącego się z narkozy chyba bardziej niż ja, a najważniejsze, była zdecydowanie bardziej spokojna ode mnie. Chyba wiedziała, że wszystko jest w porządku, mimo, że wygląda okropnie..
Sielanka trwała kilka dni, dopóki Miś nie wrócił całkiem do zdrowia.. Następnie sytuacja ustabilizowała się nieco, a koty określiły między sobą warunki wspólnej egzystencji – pokojowo ale z dystansem. Z czasem jednak nauczyły bawić się razem, chociaż początkowo ta zabawa wyglądała dość groźnie. I chyba nie muszę dodawać ile futra fruwało po mieszkaniu! :twisted: :twisted:
Przez kilka miesięcy przyglądałam się z radością obu kotom, z dumą prezentując je wszystkim odwiedzającym mnie, znajomym. No i wtedy zaczęły się żarty: „No, jak to, masz czarnego i białego, przydałby się jeszcze rudy..”. Żarty powtarzały się coraz częściej..
No i znowu zaczęłam czytać Gazetę.. :wink:

PostNapisane: Czw mar 03, 2005 12:43
przez Agata_j
Coś Aniu powoli piszesz, wszyscy czekają na kolejne odcinki z niecierpliwością!