» Czw sie 04, 2005 9:28
Nie jest lekko. Cały czas mam wrażenie, że Mysza leży na parapecie, wystarczy odsunąć zasłonę i ona tam jest. Już kilka razy "widziałam" jak przechodzi obok mnie, wskakuje na łóżko. Ale to była Całka albo Młody. Myszy już przecież nie ma.
Przedwczoraj pożegnaliśmy ją z TŻem świeczkami, winem i łzami. Jeszcze nie umiemy oglądać jej zdjęć.
Reszta kotów nie odczuła straty, Mysza była outsiderką i tylko czasem warczała na kota, który podszedł do niej za blisko. Gdyby jeszcze i koty tęskniły byłoby strasznie...
Skończyła się historia Myszy i spółki, wątek trzeba by zamknąć. A ponieważ życie toczy się dalej (i bardzo dobrze, że tak jest), to pewnie niebawem założę nowy, dla mojej czwórki łobuzów.