Chciałbym się z wami podzielić swoim pięknym świadectwem miłości kot-człowiek....
Mieszkam w niedużym mieście gdzie w sumie nic się nie dzieje większość się zna ze sobą a reszta innych ludzi zajęta jest swoimi codziennymi obowiązkami praca dom itd...Mój ojciec pił nałogowo i często bywał w różnych gościnnych miejscach u kolegów...Podczas jednej takiej libacji a było to 16 lat temu przyniósł do domu małą kotkę czarno-białą z białymi łapkami...Jak to bywa u osoby zdegenerowanej przez alkohol nie zajmował sie tym kotem w sposób należyty.Zrobiło mi się bardzo żal tej kotki i po dłuższej kłótni właściwie z ojciem i za zgodą mamy też postanowiłem że wezmę tego kota do siebie..Pamiętam do dzisiaj że wziąłem ją wtedy na ręce i powiedziałem do niej "chodź do mnie dam ci normalny dom gdzie będziesz miała dobrze"...A że mieszkałem wtedy z babcią więc kotka zamieszkała u mnie....Lata mijały świetnie było wspólne życie spokojny dom kotka miała warunki wręcz idealne było dużo czułości miłości a nawet całowania kotka tak się do mnie przyzwyczaiła że wystarczyło powiedzieć do niej "daj buźki" i od razu jej języczek szedł w ruch po moim policzku..Z czasem nauczyłem ją wołać na posiłek znanym nam tylko słowem.Lata mijały kotka była wierna mi a ja jej przeżyliśmy razem 16 lat! Oboje plakalismy za babcia gdy odeszla...Niestety dwa miesiące temu kotka dostała nagle paraliżu prawego boku natychmiast pojawiliśmy się u weterynarza były zastrzyki badanie kardiologiczne leki itd....Niestety zaraz pojawił się prawdopodobnie drugi udar a u weterynarza okazało się że pojawił się też guz w głowie wraz z kolegą który także zajmował sie moim kotem i mamą podjęliśmy decyzje o uspieniu innej możliwości nie było...Jutro będzie tydzień jak kotki nie ma a mój stan zdrowia stał sie jałowy smutek żal tesknota.Staram sie pokazywac przed ludźmi w stanie normalnym ale normalnie nie jest bo jest tak ze nagle trace 16 lat miłości ot tak...na dniach Bardzo pomogla mi obecność w kościele podczas mszy sw. Rozmowa z księdzem spowiedź i modlitwa mocno mnie uspokoily i powoli godzę sie z tą wielka stratą....Moj kot nauczył mnie dobroci cierpliwości bezinteresownosci a przedewszystkim milosci -razem w sumie rozumielismy sie bez słów....Bardzo mi jej brakuje
