Nie tracic nadziei w chorobie

J.w. - ale probowac leczenia gdzie indziej i liczyc takze na szczescie.
Jak wiadomo najwieksze przykrosc jaka nam moga zrobic nasi kocie przyjaciele to moment i takze potem - kiedy umieraja.
Moje doswiadczenie z leczenia kotow sa ambiwalentne jak chodzi o lekarzy vet.
Co nie jest jakies obrazliwe, lekarze ludzcy sa rowniez lepsi lub gorsi.
1. Kotka Babka, znajdka zaprzyjazniona, nie jadla od tygodnia test na FIV pozytywny, diagnoza: umiera, trzeba jej pomoc (uspic).
Diagnoza u innego lekweta ; nie je bo ma zapalenie gardla, test FIV negatywny , poprzedni wykonany wczesniej niewlasciwie, leczenie : antybiotyk, syrop dla dzieci o smaku malinowym (he,he)
Dwa dni wtlaczania papki zywieniowej do pyszczka, zassala, zyje od tamtego czasu juz 6 lat, zadnych objawow chorobowych poza obzarstwem.
2. Kocur Misio, "wolnochodzacy" teraz ok 15 lat, Rana na przedramieniu, niegojaca sie . Wizyty u lek wetow- specjalisci hirurgii , bez zastrzezen fachowcy, b. chetni do pomocy w usunieciu ciala obcego swietnie widocznego na RTG i nikt nie potrafil sie do tego dobrac. Pozostalo w lapie.
Rana po kazdym zabiegu (trzy proby) otwierala sie po ok miesiacu z wyciekiem limfatycznym itp. W koncu ostatni opatrunek zalozyla mloda tech wet, klamry, i od 4-5 miesiecy rana zagojona (obym nie pisal tego w zlym momencie!!!). Hm, dlaczego?
Sa kocie choroby trudne do uleczenia lub niemozliwe nawet, jak u ludzi.
Staralem sie pomoc kotce, znajdka ok 10 lat, bardzo dzika akceptowala na wolnosci tylko moja zone z ktora sie znala jakies 10 lat , z chorymi juz nerkami, karma dla nerkowcow itp, wyniki bez poprawy, i odeszla niestety.
To czysta natura - ludzie tez umieraja.
Pozdro
sluzacy kitulka
Jak wiadomo najwieksze przykrosc jaka nam moga zrobic nasi kocie przyjaciele to moment i takze potem - kiedy umieraja.
Moje doswiadczenie z leczenia kotow sa ambiwalentne jak chodzi o lekarzy vet.
Co nie jest jakies obrazliwe, lekarze ludzcy sa rowniez lepsi lub gorsi.
1. Kotka Babka, znajdka zaprzyjazniona, nie jadla od tygodnia test na FIV pozytywny, diagnoza: umiera, trzeba jej pomoc (uspic).
Diagnoza u innego lekweta ; nie je bo ma zapalenie gardla, test FIV negatywny , poprzedni wykonany wczesniej niewlasciwie, leczenie : antybiotyk, syrop dla dzieci o smaku malinowym (he,he)
Dwa dni wtlaczania papki zywieniowej do pyszczka, zassala, zyje od tamtego czasu juz 6 lat, zadnych objawow chorobowych poza obzarstwem.
2. Kocur Misio, "wolnochodzacy" teraz ok 15 lat, Rana na przedramieniu, niegojaca sie . Wizyty u lek wetow- specjalisci hirurgii , bez zastrzezen fachowcy, b. chetni do pomocy w usunieciu ciala obcego swietnie widocznego na RTG i nikt nie potrafil sie do tego dobrac. Pozostalo w lapie.
Rana po kazdym zabiegu (trzy proby) otwierala sie po ok miesiacu z wyciekiem limfatycznym itp. W koncu ostatni opatrunek zalozyla mloda tech wet, klamry, i od 4-5 miesiecy rana zagojona (obym nie pisal tego w zlym momencie!!!). Hm, dlaczego?
Sa kocie choroby trudne do uleczenia lub niemozliwe nawet, jak u ludzi.
Staralem sie pomoc kotce, znajdka ok 10 lat, bardzo dzika akceptowala na wolnosci tylko moja zone z ktora sie znala jakies 10 lat , z chorymi juz nerkami, karma dla nerkowcow itp, wyniki bez poprawy, i odeszla niestety.
To czysta natura - ludzie tez umieraja.
Pozdro
sluzacy kitulka