Ciąg dalszy nastąpił:
Tak się wszyscy starali, że nim północ wybiło
W klatkach pięć czarnych stworzeń miauczało aż miło
Chociaż dla nich to stres był i spory niefarcik
(Również ludzie w niewoli by byli rozdarci
Między faktem, że żarcia jest dużo i blisko
A utratą swobody - tak ma też kocisko)
Nowy problem się jawi: gdzież dom dla tych kotów
Każdy wprawdzie z kociarzy przygarnàć je gotów
Jeno tylko duchowo, wszak w domach u wszystkich
Pełno kotów i kuwet, nie zmieścisz już miski
Dla kolejnych bezdomnych, więc gdzież tu jest rada?
Siada Duża na łóżku i do się tak gada
„Wszak ta czarna, co Lucy tu imię dostała
Nam zawadzać nie będzie - ona taka mała
Może ją zatem zabrać, domu szukać będziem
Po znajomych i obcych, no po prostu wszędzie
A co koty te moje zamiauczą na nową?
Przecież w mig zauważą kotkę tymczasową?”
Tak zapadła decyzja: Lucy na tymczasie
Do Krakowa przyjedzie, z wyprawką w zapasie
Czy to zoczyć zdołają stali rezydenci?
Czy odgadną, co tutaj tak nagle się święci?
Jednak nie! Nie odgadły! Kotka miała spokój
Bo i owszem dostała całkiem własny pokój
I czerwoną poduszkę (było jej do pysia
Duża wciąż to pamięta, jakby było dzisiaj)
W trzy tygodnie się znalazł dla niej domek stały
(Wici wszędzie puszczone w końcu zadziałały)
Dom z nowymi Dużymi, a nawet z ogródkiem
Tymczasowy zaś domek się otulił smutkiem
Lecz tak lepiej dla Lucy, już jest rezydentką
Nie „tymczasem”… Lecz Duża nie zapomni prędko…