Witam. Post będzie dłuższy, ponieważ chciałabym opisać pewną sytuację i liczę na wasze podpowiedzi/sugestie/rozważania, jeśli będziecie cierpliwi i wytrwacie do końca
Moja kotka Cola ma 6lat i jest ze mną od nie całych 6, więc praktycznie całe swoje życie. Była ze mną przez wyprowadzki i powroty, rozstania, zmiany trybu życia i we wszystkim się odnajdywała. Chyba jej"rutyna" opiera się na mnie, a jaki to jest akurat czas i miejsce nie ma dla niej większego znaczenia. Po moim poprzednim rozstaniu z partnerem Cola zaczęła być agresywna w stosunku do mężczyzn. Nie akceptowała żadnego delikwenta w pobliżu. Uciekała, narzucała się z agresją. Z obecnym partnerem jestem od 2lat. Trochę jej to zajęło, ale powoli się do niego przyzwyczaiła - przynajmniej tak sądzę, o tym dalej. Od początku widziałam, że chce, próbuje złapać z nim jakiś spokojny kontakt, że "pozwala mu istnieć", a z czasem nawet dotknąć, pogłaskać, wziąć na kolana. Od jakiegoś roku mieszkamy z partnerem i sytuacja czasem mnie przerasta, a czasem jest po prostu ciekawa.
Na początku wspólnego mieszkania Cola atakowała partnera kiedy przechodził obok. Syczała, drapała i gryzła. Z czasem zaczęło to łagodnieć do syknięcia i pacnięcia bez pazurów, aż w końcu tylko "profilatyczne" syczenie.
Cola korzysta z każdej okazji, żeby władować się mojemu partnerowi na kolana, nawet już woli iść do niego niż do mnie - ?pozytywna relacja? A za chwilę kiedy spotykają się w korytarzu, to Cola syknie/miauknie i nie robi nic więcej. Praktycznie zawsze. Kiedy partner się do niej odzywa, to Cola też wokalizuje głośniej i więcej niż jak mieszkałyśmy same. Bardzo mnie zastanawia czemu wybiera jego kolana i głaskanie, nawet zamiast mnie kiedy jestem obok, a za chwile obsykuje go kiedy ten przechodzi. Partner też stwierdził, że kiedy mnie nie ma, to jest wobec niego łagodniejsza, a kiedy jestem, to znowu dokazuje. W ostatnim czasie partner wyjeżdżał na weekend, a ja miałam niestety dość mało czasu dla Coli. Kiedy partner wrócił Cola była wobec niego tak agresywna, jak nigdy wcześniej. Wrzeszczała, gryzła, siekała pazurami kiedy tylko był w pobliżu. Kiedy położyła się obok mnie, to nie ustępowała, partner nie mógł podejść, bo Cola ani nie chciała uciec, ani dać się przesunąć/odepchnąć, ani nie wyglądała "bezpiecznie". Wtedy się zwyczajnie baliśmy, Cola byłą gotowa w każdej chwili się rzucić. Potem przyszedł dzień, że mogłam się trochę bardziej zatrzymać, miałam po prostu więcej czasu do spędzenia z nią i wszystko wróciło do normy. Do takiej normy, że Cola bardzo chętnie wpadnie się głaskać na kolana do mojego partnera, ale potem obsyczy i trochę obmiauczy go w przejściu Zastanawia mnie jak to w końcu z jej strony między nimi jest. Czy tą relację można uznać za pozytywną? Za negatywną? Sygnały wydają się sprzeczne.
Dziękuję najwytrwalszym i zapraszam do wspólnych rozważań