I już po świętach. Celinka nic z nich nie skorzystała, a nawet przeciwnie, bo zostawała na dłużej sama w domu. Gdy ja wracałam najedzona, to ona meldowała mi od progu, że jest głodna. Ale szybko to nadrabiałyśmy.
Dziś rano obudziłam się sama z siebie o szóstej rano i po chwili usłyszałam celinkowe szur-szur w kuwecie. No dobra... wyższa konieczność, więc wstałam, sprzątnęłam urobek i
koci tyłek, po czym wróciłam pod kołdrę. A Celinka - nie!
Zadałam jej pytanie czy kuweta o szóstej rano (niedawno to piąta!) to wystarczający powód, żeby zacząć dzień, ale odpowiedzi nie było...
Za chwilę usłyszałam hałasy, których nie mogłam zidentyfikować, więc wygramoliłam się spod kołdry, żeby szukać.
Odkryłam, że Celinka postanowiła zrobić porządki w łazience w kącie, gdzie stoi plastikowe wiadro od mopa i stoją różności do sprzątania. Zaświtała mi myśl, że może tam wpadła jej piłeczka? Dołączyłam więc do porządków, odsunęłam wszystko, piłeczki nie znalazłam, przysunęłam wszystko, wróciłam pod kołdrę.
Za chwilę powtórka szur-szur w okolicach wiadra. Może piłeczka jednak tam jest, tylko ja jej nie znalazłam?
Odsunęłam wszystko, piłeczki nie znalazłam, przysunęłam wszystko, wróciłam pod kołdrę.
Celinka odpuściła sobie w końcu łazienkę i przeniosła się do kuchni. Szur-szur i... coś spadło. Co?
Ciekawość moja przeważyła, wstałam, poszłam do kuchni, podniosłam z podłogi buteleczkę (plastikową) z płynem do przemywania celinkowych oczu, odstawiłam buteleczkę na miejsce, wróciłam pod kołdrę.
Celinka przyszła do pokoju za mną. Rozpoczęło się szur-szur na podłodze, przy moim łóżku, gdzie wieczorem odłożyłam czytaną książkę. Staranne szur-szur i... kicia wyciągnęła z książki papierek służący mi za zakładkę do książki.
Miłego dnia!